Zostawcie już ten realizm
(Czyli kilka słów o grach rajdowych)
Uwielbiam gry rajdowe. Nie pochodzę z rodziny rosyjskich oligarchów, więc kierowcą rajdowym mogłem być tylko przysypiając podczas lekcji przyrody w podstawówce (przepraszam Pani Jadwigo). Dlatego jestem niezmiernie wdzięczy Alanowi Turingowi za jego fantastyczny wynalazek, zwany komputerem. Dzięki niemu i paru innym geniuszom mam szansę chociaż na chwilę poczuć namiastkę tego, co czują zawodnicy na prawdziwych odcinkach specjalnych. Dlatego gdy studio Codemasters ogłosiło, że stworzy nową grę na licencji WRC, nie potrafiłem powstrzymać swojego podekscytowania. Jednak widzę, że nie wszyscy podzielają mój entuzjazm.
Raz, dwa, trzy, EA Sports mocno śpi
To też nie jest tak, że nie rozumiem głosów sceptyków. Do tej pory nie pisałem tu w sumie o grach komputerowych, ale siedzę już parę lat w środowisku i doskonale wiem o co chodzi. EA to w zasadzie bardziej mem niż deweloper. Żarty o ich DLC i mikropłatnościach zostały tak przeorane przez ostatnie 10 lat, że już nie bawią.
Codemasters na rynku jest od poprzedniego stulecia. Trzeba przyznać, że przez ten czas na każdy ich wybitny tytuł, przypadało też coś, co można określić jako „nieporozumienie”. Dlatego w 100% rozumiem dystans i sceptyczne podejście. Ale nie o tym podejściu dzisiaj będzie mowa.
Bo to też nie jest przecież tak, że malkontenctwo i wieczne niezadowolenie dotyka tylko gier dwóch wyżej wspomnianych firm. Nie. Właściwie każda rajdowa produkcja, z jaką mieliśmy do czynienia przez ostatnie 15 lat, mierzyła się z tą samą krytyką: „Nierealistyczna, jeździ jak karton, jest dla dzieci”. Skąd się to wszystko bierze? Nie bójcie się, wszystko wam wytłumaczę. Otóż dyskusja o każdym nowym tytule jest paraliżowana, gdyż istnieje Richard Burns Rally.

Ryszard niezwyciężony
To właściwie Freddy Kruger… albo Imperator Palpatine wśród gier rajdowych. Powinna wykitować dobre 20 lat temu, ale grupa upartych fanów wciąż trzyma ją przy życiu. Oddana społeczność stworzyła przez ten czas niesamowitą ilość samochodów, tras i lig, w których możemy sprawdzić swoje umiejętności. Zresztą historii RBR-a nie zamierzam streszczać, jeśli jesteście nią zainteresowani to zapraszam tu i tu.
Wiem, że wbijam kij w mrowisko, więc żeby nie było: naprawdę uwielbiam Richard Burns Rally. Odpalam plugin rallysimfans regularnie i spędzam w nim wiele godzin. Startowałem w ligach takich jak VRC zanim zacząłem jeszcze pisać na blogu. Jest to tytuł, któremu poświęciłem znaczącą część mojego życia i który bardzo cenię. Nie zmienia to jednak tego, że gdy w okolicy premiery nowej gry rajdowej, widzę dwudziesty film / wpis / komentarz o tym jak „20-letnia gra bije na głowę wszystkie nowoczesne tytuły” to przewracam oczami.

Co jest najważniejsze w grze wyścigowej?
Większość osób w tym momencie powiedziałaby, że fizyka jazdy. No dobrze, następne pytanie: czy fizyka jazdy musi być realistyczna by gra była dobra? Czy dobra gra wyścigowa musi być wiernym rzeczywistości symulatorem? Wbrew obecnej obiegowej opinii – nie.
Zostało to udowodnione już wiele razy. Colin McRae Rally 2, Forza Horizon, Gran Turismo 4, Need for Speed: Most Wanted, Burnout 3 – co łączy te tytuły? Przede wszystkim są świetnymi grami. Myślę, że gdybym umieścił je jako pięć najlepszych „wyścigówek” w historii, niewielu by się ze mną nie zgodziło. Jakie jeszcze są podobieństwa? Jazda samochodem w żadnej z nich nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Jedne z nich pozwalają sobie na większe ustępstwa, inne na mniejsze, ale żadnej z tych gier nie da się nazwać się symulatorem. I wiecie co? Nie czyni ich to mniej satysfakcjonującymi.

Bo fizyka oczywiście jest w grach wyścigowych niezwykle ważna, ale moim zdaniem nie najważniejsza. Nawet jeśli samochód prowadzi się dokładnie tak jak w rzeczywistości, to nie uratuje to gry jeśli cała jej reszta do niczego się nie nadaje.
Przykład? RFactor 2. Z punktu widzenia samej fizyki, ciężko zbliżyć się bardziej do prawdziwej jazdy samochodem. Tylko co z tego, jeśli to po prostu niedokończony pół-produkt, najeżony bugami, z niestabilnymi serwerami, ubogą podstawową zawartością i piekielnie drogimi DLC. Czy to na pewno dobra gra, jeśli ustawienie prostego wyścigu z AI zajmuje kilkanaście minut? Czy to najlepszy symulator, jeśli przejechanie tego wyścigu bez napotkania jakiegoś błędu gry graniczy z cudem? Zatem nawet najlepsza fizyka nie uratuje produktu, jeśli reszta jego istotnych funkcji jest po prostu zepsuta. Znam za to odwrotną sytuację. I jestem pewien, że wy też.

Mobil 1 Rally Championship jest wciąż wspominane z niebywałą nostalgią, mimo że ta gra ma już 23 lata. I to bynajmniej nie z powodu fizyki jazdy. Znajdziemy tam głównie samochody przednionapędowe, z klasą F2 na czele. Oczywiście, sam nigdy w życiu czegoś podobnego nie prowadziłem. Jednak nawet oglądając nagrania wideo z udziałem tych rajdówek, od razu da się zauważyć, że ich zachowanie w grze nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Mimo to, właśnie ta gra w mojej opinii najlepiej oddaje esencję rajdów. Odcinki mają nawet do 40 kilometrów długości, części w naszym samochodzie bardzo szybko się zużywają, a czasu w serwisie jest zbyt mało by naprawić je wszystkie. Dlatego na starcie każdej próby musimy podjąć decyzję: przycisnąć i uzyskać lepszy czas, ryzykując awarią? Czy może jednak pojechać zachowawczo i liczyć na pecha rywali? Ten dylemat jest istotą rajdów i M1RC jest jedynym tytułem, który prezentuje go tak skutecznie. Więc co z tego, że samochody prowadzą się jak wózek sklepowy?
Fizyka jazdy nie musi więc być wiernie oddana, by rozgrywka była satysfakcjonująca. Musi po prostu znaleźć balans pomiędzy przystępnością a stawianiem wyzwania. Rajdówka nie musi nas mordować w każdym zakręcie, ale gdy jazda po lesie z prędkością 180km/h jest łatwa, to cierpi na tym napięcie i emocje. Do osiągnięcia tego balansu jest jednak wiele dróg i Richard Burns Rally nie jest wcale jedyną, którą należy podążać.

Realizm jest przereklamowany
I piszę to ja, siedzący koło stanowiska simracingowego, w które wpakowałem już parę swoich wypłat. Bo problem moim zdaniem nie polega na samym RBR, tylko na środowisku skupionym wokół niego i innych symulatorów.
Bo mimo, że to właśnie środowisko cały czas utrzymuje tę platformę przy życiu i działa w nim wielu fantastycznych i pełnych pasji ludzi, to są też jednostki, które prezentują irytujące poczucie wyższości. Nie zliczę ile razy słyszałem lub czytałem, że „gra rajdowa X jest dla jakiś dzieci, a dla prawdziwych mężczyzn jest tylko RBR”, że ludzie grający w coś innego to „lamusy” i że nic innego tak naprawdę nie ma prawa nazywać się grą rajdową.
To jest generalnie zjawisko obecne w całym simracingu, nie tylko tym „rajdowym”. Ludzie spędzający czas w bardziej „realistycznych” grach, czy jak sami to nazywają „symulatorach”, mają poczucie wyższości nad resztą graczy, bo ich platforma ma bardziej zaawansowany model opon, aerodynamiki czy zawieszenia.

Tylko w sumie co z tego? Można się puszyć, że Richard Burns Rally ma laserowo skanowane odcinki i ultra-realistyczną fizykę, więc jeżdżąc w nim nasze odczucia są bliżej rzeczywistości. Jednak dla osoby postronnej wciąż siedzimy przed komputerem i gramy w grę na plastikowej kierownicy (przepraszam posiadaczy sprzętu Fanateca o wartości samochodu osobowego). Samochód i trasa i tak nie są prawdziwe i w sumie nigdy nie będą. W gruncie rzeczy, to nie ma różnicy czy mamy akurat odpalonego RBR-a, czy DiRTa. Tak czy siak, tacy z nas kierowcy rajdowi jak z Instagramerek modelki.
I zaraz odezwą się głosy, że przecież RBR jest taki świetny, że można się w nim nauczyć podstaw jazdy samochodem rajdowym. I faktycznie, paru prawdziwych kierowców, z którymi o tym rozmawiałem mówiło, że ta gra pomogła im wyrobić sobie podstawowe odruchy przydatne w jeździe, albo pomagała w treningu. No dobrze, tylko czy faktycznie akurat RBR jest absolutnie jedynym programem, w którym można się tego nauczyć? Nie.
W tym celu podam Wam pewien przykład. Po raz pierwszy Subaru Imprezą jeździłem w wieku 13 lat, zanim jeszcze pierwszy raz włączyłem jakikolwiek symulator wyścigowy. Miałem bardzo prostą kierownicę podpiętą do biurka, a najbardziej realistycznym tytułem w jaki na niej grałem był chyba DiRT 3. Mimo to, gdy na zaśnieżonym parkingu samochód wpadł w poślizg, to od razu skontrowałem kierownicą i ustabilizowałem go. Da się? Da się.
Zresztą nie będę się ograniczał jedynie do mojego ubogiego doświadczenia wyścigowego. Jan Mardenborough czy Jakub Brzeziński zostali profesjonalistami dzięki Gran Turismo, które, umówmy się, hardcorową symulacją też nie jest. Bo w gruncie rzeczy praktycznie jedyne co gry wyścigowe mogą Ci dać, to podstawowe odruchy. Oczywiście, dobrze mieć je wyrobione. Ale od RBR-a do prawdziwych rajdów jest jeszcze naprawdę daleka droga. I to niespecjalnie krótsza od innych gier. Uczucie prędkości, przeciążenia, strach – nie mamy jeszcze oprogramowania, które jest to w stanie symulować.

Generalnie mam wrażenie, że słowo „symulacja” w kontekście gier wyścigowych zostało trochę przeinaczone. Dwadzieścia lat temu nikt przecież nie włączył Gran Turismo 2 z podtytułem „Real Driving Simulator” i stwierdził „łaaał, faktycznie jeździ się tak samo jak w realu”. Takie hasła miały za zadanie po prostu odróżnić te gry od Mario Kartów i im podobnych.
Jednak teraz znaczenie „symulacji” kompletnie się zniekształciło. Gdy nowa gra wyścigowa idzie choćby na drobne ustępstwa, w snobistycznych kręgach simracingu od razu sypią się na nią gromy. Autentycznie byłem świadkiem jak fani RBR oburzali się, że nowe WRC nie będzie miało laserowo zeskanowanych tras.
A co jeśli nowy tytuł nie kryje się ze swoim zręcznościowym modelem jazdy, a w dodatku ma swój unikatowy styl graficzny? Jeszcze gorzej. Wtedy jest to gra dla dzieci / zoomerów (patrz: Need for Speed: Unbound)
Czasem jednak warto schować dumę i poczucie wyższości do kieszeni. Bo może i Wasza gra ma pięciopunktowy model opon, dokładnie odwzorowany nawrót na Walimiu i Skodę Favorit z oryginalnym dźwiękiem silnika, ale to koniec końców tylko gra. I jeśli nie ma do zaoferowania niczego oprócz „realizmu” to nie jest wiele lepsza od tytułów, które ciągle krytykujecie.
Król jest nagi
Tak jak wspominałem, lubię Richard Burns Rally. Jednak jestem też zdania, że można coś lubić i jednocześnie dostrzegać wady tego czegoś. A o wadach w tej nieszczęsnej grze nie można mówić zbyt wiele bez narażenia się na ostracyzm.
Mimo mojej sympatii, RBR nigdy nie był dla mnie definitywną i najlepszą grą rajdową. Czasami nawet ciężko mi go traktować jako grę. Bo tak naprawdę jakie opcje zabawy mamy po włączeniu „Ryśka”? Możemy albo pojechać pojedynczy odcinek samemu, albo pojechać rajd, czyli zestaw odcinków ułożonych przez kogoś innego. Jedyna różnica pomiędzy tymi dwoma trybami jest taka, że w rajdzie nasze czasy będą porównywane do innych zawodników.
I to w sumie tyle. Co prawda jest jeszcze tryb mistrzostw dla pojedynczego gracza, ale jeśli korzystamy z wychwalanego pod niebiosa pluginu rsf, to nie będą one działać poprawnie. O ile odbyliśmy już lekcję w szkole rajdowej (która swoją drogą jest akurat bardzo dobrze zrobiona), to nie pozostało nam naprawdę już nic więcej. Edycja malowań aut? Zły adres. Tryb kariery? Spróbuj gdzie indziej. Bardziej zaawansowany multiplayer? Nie da się.
Jednak jak już ustaliliśmy, sama jazda rajdówką jest fantastyczna. Umówmy się już nawet, że to właśnie fizyka z RBR jest najlepsza i najbardziej realistyczna na świecie. Nie wiem, nie jestem kierowcą rajdowym, nie chcę się o to kłócić, bo jak udowodniłem nie jest to aż tak istotne. Do jazdy mamy bogaty wybór samochodów: od najnowszych maszyn po rajdówki z lat 70. Jak to jednak bywa z modyfikacjami gry, ich jakość jest… różna. Są modele wykonane z niezwykłą dbałością o detale. Są jednak też takie, którym przydałoby się jeszcze parę godzin w Blenderze.
Odcinki też są wymieniane jako jedna z największych zalet RBR-a. Dziwnym trafem mówi się wtedy jednak o tych parunastu udanych trasach, omijając z dala resztę, która potrafi mocno odstawać jakością. Szczególnie te w formacie BTB wyglądają momentami naprawdę paskudnie. Zresztą jakość wykonania tych lepszych tras też czasami pozostawia wiele do życzenia. Kto nigdy nie zakończył rajdu na niewidzialnym drzewie niech pierwszy rzuci kamieniem.
No i fizyki. Okej, są faktycznie fantastyczne, ale nie są bez wad. Znowu, nie jestem kierowcą rajdowym, nigdy w życiu nie jeździłem z taką prędkością niczym podobnym. Jednak zauważyłem, że niektóre samochody z napędem na tylną oś prowadzą się w RBR dziwnie. Na przykład auta RGT. W rzeczywistości są to pojazdy kategorii GT3 lub GT4 dostosowane do rajdowych realiów. Asfaltu powinny się więc trzymać jak przyklejone, szczególnie przy dużych prędkościach. Jednak w fizyce „Ryśka” są to samochody niesamowicie niestabilne. Tył auta próbuje Cię wyprzedzić dosłownie w każdym zakręcie i na każdym dohamowaniu. Na ile to realistyczne? Nie mam pojęcia, ale jeśli czyta to na przykład Jacek Sobczak, to zapraszam do podzielenia się swoim doświadczeniem.
Czy to jeszcze rajdy?
Centralnym punktem RBR-a są jednak rajdy online i, o ironio, akurat w tym aspekcie cała magia tej gry moim zdaniem umiera. Na taką rywalizację przeznaczyłem niezliczone godziny i w niektórych momentach biłem się o podium z polską czołówką. Nie piszę tego, żeby się przechwalać, tylko po to, żeby pokazać Wam, iż naprawdę wiem, co piszę.
W rywalizacji z innymi graczami, praktycznie cała moja immersja z RBR leży i kwiczy. A to dlatego, że prawdziwe rajdy są nieprzewidywalne. Za to wszyscy je kochamy. W odróżnieniu od innych sportów, w rajdach nie wiemy nic, póki ostatni samochód nie przekroczy linii mety. W „Ryśkowych” mistrzostwach tej nieprzewidywalności praktycznie nie ma.
A to dlatego, że żeby nie zostać czerwoną latarnią stawki, musimy wykuć praktycznie każdy odcinek rajdu na pamięć. Musimy ćwiczyć daną trasę tak długo, aż w każdym zakręcie wyćwiczymy idealną linię przejazdu. Nic nie może nas zaskoczyć, nawet najmniejsza rzecz nie może pójść nie tak, bo inaczej o top 5 możemy zapomnieć. A nie o to chodzi przecież w tym sporcie. Sam Colin McRae mówił, że „kierowcy wyścigowi widzą ten sam zakręt tysiąc razy. Kierowcy rajdowi widzą tysiąc zakrętów na raz”.
Tymczasem w momencie gdy faktycznie staniemy do rywalizacji w RBR będziemy znać każde cięcie, każde podbicie i każdy kamień na każdym odcinku. Pilot w naszych słuchawkach też będzie już praktycznie bezużyteczny.
Oczywiście nikt nie każe nam przeznaczać godziny na treningi. Można oczywiście pojechać rajd „w ciemno” i poczuć adrenalinę z podróży w nieznane. Tylko że wtedy będziemy praktycznie bez szans na dobry wynik, a nikt nie staje do rywalizacji z innymi graczami, by zamykać tabelę.
Poza tym są jeszcze odcinki. Co z tego, że są ich setki, jeśli praktycznie każdy jest z kompletnie innego rajdu. Naprawdę przejechałem mało zawodów, symulujących prawdziwe imprezy, w których czułbym się jakbym rywalizował w rzeczywistości. Podczas Rajdu Polski wielokrotnie jechałem po odcinkach z Australii czy USA „zastępujących” mazurskie trasy, których w grze było zbyt mało. Iluzja w takich momentach pryska, w odróżnieniu od innych tytułów, gdzie da się ułożyć spójniejszy rajd.
Żeby nie było, te rzeczy, o których napisałem nie są pretensjami do organizatorów. To ludzie, którzy zarywają noce kompletnie za darmo, by dać innym trochę frajdy. Wiem w jakich realiach muszą operować i ograniczenia RBR-a nie są w żadnym stopniu ich winą czy odpowiedzialnością. Taka ta gra po prostu jest.
Bo jeśli Richard Burns Rally miałby faktycznie być definitywnym symulatorem rajdowym, to musiałby zrobić coś, czego żadna komercyjna gra nie odważyłaby się zrobić. Czyli na przykład dojazdówki, zapoznanie z trasą, strefy zmiany opon, odpowiednia kolejność startowa. Może chociaż możliwość zobaczenia przed nami graczy, z którymi rywalizujemy. To zwiększyłoby nieprzewidywalność. Nie można byłoby trenować dniami na konkretnych trasach – trzeba byłoby być gotowym tu i teraz.
Tych funkcji RBR jednak nie ma i z racji, że silnik tej gry jest już wiekowy, to pewnie nigdy nie będzie mieć. Nie czyni go to broń Boże złym tytułem, ale uważam, że sława jaką się cieszy jest trochę na wyrost.
Zróbmy to jeszcze raz
No dobrze, RBR ma swoje wady, ale skoro fizyka jazdy jest wybitna, to czemu po prostu żaden deweloper nie odtworzy jej w nowej, lepszej grze? Skoro udało to się grupie zapaleńców, to na pewno uda się też zespołowi specjalistów. I zgadzam się, że ta sztuka pewnie byłaby w zasięgu EA i Codemasters. Jednocześnie jestem pewien, że ustępstwa w kontekście realizmu są u nich kompletnie intencjonalne.
Jeśli nie jesteście pewni dlaczego, to zastanówcie się, gdzie jest teraz Warthog Games – twórcy Richard Burns Rally? Dlaczego tak ciężko znaleźć oryginalną kopię gry? No właśnie.
Wróćmy do zdania, które pojawiło się na początku tekstu, że „20-letnia gra rajdowa, bije na głowę wszystkie obecne produkcje”. Pozwolę sobie tu sparafrazować Luke’a Skywalkera – „prawie wszystko w tym zdaniu jest błędne”.
Nazwanie RBR-a w obecnym stanie „20-letnią grą” byłoby, delikatnie mówiąc, wprowadzeniem w błąd. Bo sam silnik jest faktycznie z 2004 roku, ale cała reszta ma już zdecydowanie mniej na liczniku. Studio, które zrobiło tą grę jest martwe. Pliki gry zostawili bez żadnego szyfrowania, więc modderzy zrobili sobie w nich plac zabaw właściwie od dnia premiery. W innych tytułach takiej możliwości już po prostu nie było. Zmieniły się też umowy licencyjne, a producenci baczniej przyglądają się teraz modyfikacjom (patrz: Assetto Corsa).
RBR jest więc trochę jak obrazy Van Gogha. Jego twórca zbankrutował, a dzieło stało się kultowe gdy na pomoc finansową było już za późno. Paradoksalnie „Rysiek” odniósł sukces właśnie dlatego, że go nie odniósł. Ludzie odpowiedzialni za pluginy, skupili się jednak głównie na samej fizyce jazdy, udoskonalając to, co podstawowy tytuł robił już całkiem nieźle. Jednocześnie nie dodali jego brakujących elementów.
Dlatego RBR ma dużą grupę oddanych fanów, ale jeśli chodzi o ogólną grupę osób, grających w gry wyścigowe, to przegrywa z obecnymi tytułami. Inne produkcje mają po prostu więcej do zaoferowania. Będąc w simracingowej społeczności łatwo zapomnieć, że nie wszyscy odnajdą radość w ustawianiu rajdówki przez kilkadziesiąt minut i walczeniu z realistyczną fizyką. Większość ludzi chce po prostu walnąć się z padem na kanapie i przejechać szybki wyścig, bo da im to więcej satysfakcji niż frustracji. A koniec końców gry są przecież rozrywką.
Także nie dość, że RBR trudno nazwać mi grą lepszą od wszystkich nowoczesnych produkcji, to w czasach swojej premiery, też nie była fantastycznie oceniana. W 2004 roku simracing właściwie nie istniał, więc Richard był wręcz krytykowany za zbyt realistyczne podejście. Większość graczy nie miała wtedy zawansowanych kierownic, a na klawiaturze tytuł ten był praktycznie niegrywalny.
Zawartość też nie powalała. Zaledwie sześć rajdów i osiem samochodów wypadało blado, przy liczbach Colina 04 i WRC Rally Evolved. I choć w tych grach rajdówki faktycznie jeździły jak samochodziki na pilota, to co z tego, skoro dawały większą frajdę? Koniec końców gracze po prostu zagłosowali portfelami.
Warto też pamiętać, że takie studia jak Codemasters czy EA, to jednak nie grupa modderów. Pracuje tam wielu pasjonatów, ale są to równocześnie duże firmy, z udziałowcami, sprawozdaniami kwartalnymi i sztabem prawników. Całą tą biurokratyczną machinę będzie interesować ilu klientów kupi daną grę, a nie ilu będzie grać po 20 latach w jej kompletnie przerobioną wersję. Dlatego więksi deweloperzy zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić na finansowe fiasko, a historia Warthog Games przestrzega każdego, kto chciałby się znaleźć zbyt blisko rzeczywistości.
Ponadto FIA nie udziela oficjalnej licencji WRC z dobrego serca. Tytuł sygnowany nazwą Rajdowych Mistrzostw Świata ma być narzędziem służącym przede wszystkim do jego popularyzacji. I to nawet nie są moje domysły, tylko parafraza z oficjalnych dokumentów. Gdybym miał za zadanie stworzyć grę, która ściągnie jak najwięcej nowych fanów do rajdów, to nigdy w życiu nie zrobiłbym czegoś pokroju RBR-a. Zrobiłbym grę, w której nawet laik mógłby się poczuć jak Sebastien Loeb.
To taktyka, która działa. Wiecie dlaczego seria FIFA (czy tam EA FC) jest tak popularna? Bo jest prosta. Możesz być na imprezie, nawet po spożyciu paru „głębszych”, a mimo to gdy weźmiesz do ręki pada, nadal będziesz w stanie skonstruować przynajmniej składną akcję i oddać strzał. Nawet jeśli nie wszystko będzie Ci wychodzić, to gra da sygnał, że masz potencjał i warto poświęcić na nią więcej czasu.
Widzę to nawet po sobie. W hokeja wciągnąłem się na nowo po kupieniu NHL 15. Po zagraniu paru meczy w NBA2K zacząłem częściej przeglądać wyniki koszykówki. Porównajmy to sobie z Richard Burns Rally. Jako ktoś nie mający o rajdach bladego pojęcia, musisz poświęcić najpierw dwie godziny na przejście szkoły rajdowej, by móc w ogóle pokonać pierwsze zakręty odcinka, nie mówiąc o szybkiej i sprawnej jeździe.
Dlatego wyluzujcie. RBR nadal istnieje, nikt Wam go nie zabierze. Jeśli chcecie najbardziej realistycznego modelu rajdowej jazdy, poświęćcie czas właśnie tej grze. Zachęcam Was jednak, żeby czasem zejść na ziemię i spróbować też czegoś bardziej zręcznościowego. Bez napinania się do jazdy jak plandeka na Żuku. Jeśli to nie dla was – w porządku, do niczego nie chcę Was zmuszać. Grajcie w to, co chcecie. Ale dajcie też grać innym 😉