Mazurski moment
Czyli Rajd Polski 2019
Przed rajdem
Zanim rajd się w ogóle zaczął, to te wspaniałe warunki wcale nie były takie pewne. W bazie rajdu w Mikołajkach przez cały czwartek na zmianę mżyło i padało, a ciemne chmury roztoczyły się nad Mazurami. Gdy przyszedł czas na odcinek testowy i kwalifikacyjny, co prawda już nie padało, ale temperatura znacznie mijała się z tym, co kibice mogli sobie wyobrażać. Na samym shakedownie – pierwsze spore zaskoczenie. Najszybszy nie jest ani Lukyanuk, ani Habaj, ani Marczyk, tylko gość z Czech – Filip Mares w równie czeskiej Skodzie Fabii. Jego czas jest tym bardziej niespodziewany, gdyż jest to dopiero drugi szutrowy rajd Maresa w tym sezonie. Takie rozstrzygnięcia w czwartek budzą apetyty na ciekawy rajd.

Etap pierwszy, OS1
Piątek godzina 18:00, więc nic już nie powstrzymuje tłumu kibiców przed zajęciem miejsc na Mikołajki Arena. Jeden z niewielu superoesów z prawdziwego zdarzenia w ERC. Po ponad dwóch godzinach walki na arenie, pierwsza próba pada łupem Jariego Huttunena, a tylko 0,2 sekundy później stoper zatrzymuje Lukyanuk. Na trzecim miejscu ląduje, wspierany dopingiem, Marczyk, natomiast Habaj jest czwarty. Cała stawka przejeżdża bezpiecznie i bez większych przygód. Nastroje umiarkowanie zadowolone, ale kilka załóg wspomina o tym, jak śliska jest nawierzchnia, a kilka innych skarży się na wszechobecne błoto. Dominuje jednak oczekiwanie wśród zawodników na “prawdziwe” odcinki w sobotę.

Etap pierwszy, OS 2-5
Alexey Lukyanuk nie wygrał ani żadnego z odcinków testowych, ani superoesu. Jednak następnego dnia o wczesnych godzinach porannych dzieje się to, co nieuniknione. Rosjanin jest najszybszy na “Paprotkach”, objeżdżając drugiego Huttunena o ponad 6 sekund. Trzeci czas przypada Maresowi, który najwidoczniej nie zamierza spoczywać na laurach. Najlepszy z Polaków jest Habaj z czwartym miejscem na odcinku. Nowy lider rajdu idzie jednak za ciosem i OS3 też idzie po jego myśli. Tym razem Huttunen traci aż 10 sekund, a po następnym oesie starta Fina będzie już równa 25,6 sekundy. Pierwsza pętla to też pierwsze ofiary mazurskich szutrów. Na pierwszym oesie tego dnia oponę przebija Herczig, na następnym amortyzator psuje Byśkiniewicz, a na odcinku numer 4 z rajdem żegna się Plachytka. Do wizyty w serwisie został już tylko OS5, gdzie polscy kibice w końcu mają powody do radości. Najszybszy jest Marczyk (tym samym to jego pierwszy wygrany OS w ERC), drugi czas wykręca Habaj, Huttunen czwarty, Lukyanuk dopiero 19. Rosjanina to pewnie za bardzo nie martwi, bowiem przed popołudniowymi oesami ma nadal ponad 20 sekund przewagi.

Etap pierwszy, OS 6-9
Drugą pętlę zaczynamy znowu od zwycięstwa Lukyanuka, ale tym razem mniej okazałego. Huttunen traci “tylko” 2,9 sekundy, a Mares jest znowu trzeci. Całe podium wygląda identycznie także na OS7, ale pochawała należy się Aronowi Domżale, który ma świetny przejazd i zajmuje 4 pozycję na odcinku, a 6 w generalce. Od tego co dzieje się w pierwszej trójce, zdecydowanie bardziej ciekawie wypada rywalizacja poza podium. W walce polsko-polskiej Marczyk z Habajem pojedynkują się przez cały poranek, po OS7 przewagę ma Marczyk. Ale jest to przewaga niewielka, bo rzędu 2,1 sekundy. Po OS8 maleje jednak zaledwie do 2 sekund, a Łukasz Habaj generalnie ten odcinek zapamięta dobrze, bo na skutek awarii poza punkty spada Ingram. Daje to liderowi ERC trochę więcej spokoju i bezpieczeństwa. Ósma próba nie tylko Habajowi zapadnie w pamięć, gdyż potwornie wyglądający wypadek ma Marcin Słobodzian. Po wielkrotnym rolowaniu jego Fiesta R5 nadaje się najwyżej na skup złomu, ale najważniejsze, że ani kierowcy, ani pilotowi nic się nie stało. Sam odcinek wygrywa znowu Lukyanuk, a dalej są, po raz kolejny, Huttunen i Mares (panowie powinni spróbować sił w biegach na regularność). Ostatni oes dnia to znowu przejazd przez tor w Mikołajkach. Po raz kolejny dobrze radzą sobie rodacy, ale król po pierwszym etapie może być tylko jeden – Alexey Lukyanuk. Po sobocie da się wyczuć generalne zadowolenie, zarówno wśród kierowców, jak i kibiców. Jednak w każdym z ostatnich edycji rajdu jest jedna sytuacja, która sprawia, że wszyscy tracimy wiarę w ludzkość. Poważnie, takie kuriozalne zajścia robią się powoli tradycją tych zawodów. W 2015 był traktor na trasie, w 2017 wóz straży pożarnej, a co w tym roku? Rolnik, który w ramach protestu wbiegł na oes i starał się powstrzymać pędzącego w Peugeocie 208 R2 Efrena Llarenę. Hiszpana nie był w stanie zatrzymać nawet polski folklor, więc po wyminięciu protestującego pognał prosto na drugie miejsce w kategorii. Strach pomyśleć, jaka przeszkoda wylezie na trasę za rok.

Etap drugi, OS 10-12
Sobotę zakończyliśmy na torze w Mikołajkach i tam też zaczynamy niedzielę. Z tym, że teraz w trochę innej formie, bo na torze jest tylko start oesu. Wszyscy mówią, że ślisko, zdradliwie i szybko, ale nic z tych warunków nie robi sobie Huttunen, który wygrywa swój drugi oes w tym rajdzie. Znów minimalnie za nim jest Lukyanuk, a trzecie miejsce przypada Habajowi. Pozwala mu to na przeskoczenie Marczyka w generalce. Dobry wynik działa na byłego Mistrza Polski motywująco, bo na OS11 ex aequo z Huttunenem wykręca najlepszy czas. W międzyczasie mazurskie drogi znowu dowodzą, że nikt nie jest tu bezpieczny. Zaledwie na kilka zakrętów przed końcem oesu, Lukyanuk uderza w coś na drodze i jego opona ulega całkowitej delaminacji. Lider rajdu na mecie jest wściekły, ale ma szczęście w nieszczęściu, bo stracił 16 sekund, co pozwoliło mu na utrzymanie się na pierwszym miejscu. Nie tyko Mistrz Europy jechał z przygodami. W drzewa poleciał Łukasz Kotarba, ale jego Citroen był w stanie dojechać do mety. Trochę mniej szczęścia miał Albert von Thurn und Taxis (tak, to jest jego pełne nazwisko, jest niemieckim księciem), który urwał koło. Dramaty na OS11 nie zdążyły się skończyć, gdy dziać zaczęło się na próbie numer 12 “Użranki 1”. Najpierw rolkę zaliczył Hiroki Arai, chwilę potem oponę przebił Marczyk, a na koniec ten sam los spotkał Maresa. Wszystkie zawirowania sprawiły, że na najniższym stopniu podium znalazł się Łukasz Habaj. Na oesie najszybszy był Lukyanuk, zapewne pragnący powetować sobie pecha z poprzedniego przejazdu. Tempo odnalazł Ingram, ale po jego wczorajszych wynikach, dzisiaj jechał już tylko “o honor”. Na koniec pętli Lukyanuk miał już ponad 30 sekund przewagi nad Huttunenem i znowu znalazł się w komfortowej sytuacji.


Etap drugi, OS 13-15
Tak to już w rajdach jest, że po swoistym trzęsieniu ziemi i przetasowaniach, musi być trochę spokoju. Rajd Polski wkraczał właśnie w tą fazę. Lukyanuk ma taką cechę, którą ma większość szybkich kierowców. Jeśli znajdzie swoje tempo, to bardzo długo jest je w stanie utrzymać. Potrafi seryjnie wygrywać odcinek za odcinkiem, będąc coraz szybszym. Tak więc łupem Rosjanina padają oesy 13 i 14: na żadnym rywale nie są w stanie się do niego zbliżyć. Huttunen wie, że Mistrz Europy jest za szybki, a Habaj i reszta załóg na punktowanych miejscach zdaje się być po prostu usatysfakcjonowana swoją pozycją. Więc nadchodzi końcowy akord całego rajdu – OS15. Jego trasa w większości przebiega po trasie “Baranowa”, w tym przez rozpoznawalną sekcję wśród pozostałości PGR-u. Sekcja ta sprawiła zawodnikom sporo problemów na poprzednim przejeździe. Jarosław Kołtun i Mikka Hokkanen nie wyhamowali na asfaltowym łączniku i zatrzymali się dopiero na ścianie stodoły. Hokkanen wylądował na dachu swojego samochodu, ale udało się wrócić na koła i fińska załoga pojechała dalej. Kołtun jednak wśród drewnianych hal już pozostał. W sportowej rywalizacji na ostatnim odcinku, stało się to, co nieuniknione. Alexey Lukyanuk wygrał OS15 i wygrał przy tym Rajd Polski po raz pierwszy w karierze. Sam odcinek jednak znowu przebiegł w dramatycznych okolicznościach, gdyż dachowanie zaliczył Marijan Griebel, a gdy Niemiec wylądował, okazało się, że jego Polo R5 blokuje całą drogę. Konieczne było więc wywieszenie czerwonej flagi i przerwanie odcinka. W międzyczasie pecha miał też Krzysztof Hołowczyc, który w tym rajdzie podróżował swoją Subaru Imprezą jako “zerówką”. W “babci”, jak Mistrz Europy z 1997 roku nazywa swoją rajdówkę, posłuszeństwa odmówił silnik. Cały odcinek wreszcie jednak ruszył, z prawie godzinnym opóźnieniem. Drugie miejsce do mety dowiózł Huttunen, a trzeci był Łukasz Habaj, który utrzymał się na prowadzeniu w punktach w ERC. Mimo to, na ustach wszystkich było wreszcie pierwsze zwycięstwo Lukyanuka i przełamanie trwającej 4 miesiące złej passy. Jak to napisałem przed rajdem: “lepiej późno niż wcale”.

Rajd Polski w tym roku wypadł o wiele lepiej niż w zeszłym. Więcej zgłoszeń, więcej odcinków, więcej kibiców i więcej wydarzeń na oesach. W tym wypadku “więcej” znaczy lepiej. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że o WRC w najbliższych latach możemy najwyżej pomarzyć. Czasem w życiu trzeba się cieszyć z tego, co się ma. A mamy wspaniały rajd w drugim najważniejszym rajdowym cyklu. Doceńmy to.