Rajdy w czasach zarazy
Czyli co dalej z naszym motorsportem?
Nie będzie to nic odkrywczego, ani specjalnie oryginalnego, gdy powiem, że sport znajduje się teraz w ciężkim momencie. Większość naszych ulubionych wyścigów, meczy i wydarzeń albo została już odwołana, albo ich przyszłość jest co najmniej niepewna. W całym tym środowisku odczuwa się stagnację. Od ostatniego rajdu Mistrzostw Świata minęły dwa miesiące, od ostatniego wyścigu F1 prawie pół roku, WEC nie wyjechało na tory od 14 grudnia zeszłego roku. Pośród tej pustki pojawiało się jednak światełko w tunelu. Sygnał na powrót do rzeczywistości dała piłkarska Bundesliga, która wznowiła rozgrywki w zeszły weekend. W świecie motorsportu do rywalizacji w mocno zmienionej formie wrócił NASCAR, a kierowcy rajdowi ponownie wsiedli do swoich maszyn. Na razie tylko na krótkie testy, ale daje to więcej niż iskierkę nadziei na powrót do normalności. Normalności co prawda mocno zmienionej, ale przypominającej tą, która znaliśmy przed wybuchem pandemii. To co wróci na pewno będzie krótsze i mniej spektakularne, ale na pewno da nam wszystkim poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Co zostało odwołane, a co tylko przeniesione? Które wielkie imprezy już bezpowrotnie straciliśmy, a które być może jeszcze odzyskamy? I przede wszystkim w jakiej formie wrócą sporty motorowe? Przy całym bałaganie trudno się w tym połapać, dlatego w tym artykule postaram się wam to nieco przybliżyć.
WRC – Skandynawia na powrót
Ze wszystkich wielkich motorsportowych cykli, WRC pociągnęło chyba najdłużej. Lecz po rajdzie Meksyku i rajdowy czempionat musiał wywiesić białą flagę. Ta flaga pozostanie tam przynajmniej do sierpnia. Argentyna i o dziwo Sardynia, zostały przełożone na bliżej nieokreśloną datę. Na ściganie w Portugalii i w Kenii niestety przyjdzie nam poczekać przynajmniej do 2021. Dla kibiców z obu państw jest to spory cios, ale szkoda mi przede wszystkim tych z Czarnego Lądu. Na wielki powrót Safari do WRC jeszcze nie czas, mimo że długo była nadzieja, że w tej części globu uda się pojechać. Pod nieobecność w swoich pierwotnych datach tych czterech imprez, miano czwartej rundy Mistrzostw Świata przypada Finlandii. Zmagania pośród tysiąca jezior mają ruszyć 6 sierpnia i organizatorzy są pełni nadziei, że impreza odbędzie się według planu. Jak poinformował promotor WRC, przygotowania w Jyvaskylla odbywają się ponoć w normalnym trybie, co jest dobrym sygnałem. Aczkolwiek kilka nazwisk z Mistrzostw być może przyjdzie nam oglądać trochę wcześniej, bowiem zorganizowanie testowego rajdu, który sprawdziłby procedury bezpieczeństwa, planuje Estonia. Kolejną kwestią jest pytanie w jakiej formie ten cykl w ogóle wróci. Bo jakichś zmian na pewno wypada się spodziewać. Dla przykładu Sebastien Ogier proponował ostatnio zorganizowanie krótszych, dwudniowych rajdów. Miał na myśli wprowadzenie takiej modyfikacji na stałe, ale nie zdziwiłbym się, gdyby organizatorzy zastosowali takie rozwiązanie jako środek bezpieczeństwa. Problem z regulacjami sięga jednak nieco głębiej. Mistrzostwa Świata organizowane są w trzynastu państwach i każde z tych państw ma swój poziom zagrożenia, obostrzenia i środki bezpieczeństwa. Dostosowanie się do nich może być trudnym zadaniem dla organizatorów WRC. Dla przykładu, w Wielkiej Brytanii obowiązuje teraz zakaz współdzielenia aut, więc kierowcy musieli by pojechać bez pilotów, co jest gigantycznym utrudnieniem, szczególnie w Walii. Nieco lepiej jest w Australii. Tam wszyscy członkowie załogi będą musieli po prostu spać w tym samym pomieszczeniu. Jednak nadal może prowadzić to do komplikacji. Reasumując, na Mistrzostwa Świata będziemy musieli jeszcze chwilę poczekać, ale nadzieje są spore.

ERC - Kiedyś trzeba zacząć
Sytuacja Mistrzostw Europy jest o tyle gorsza, że jeszcze nie miały okazji się zacząć. Najpierw przełożony został Rajd Azorów, potem taki sam los spotkał Lipawę, a tydzień temu odwołano Rajd Polski. W tej sytuacji, następny w kolejce jest Rajd Rzymu. Byłaby to sytuacja dosyć kuriozalna, gdyby to akurat włoska runda jako pierwsza okazała się bezpieczna do przeprowadzenia, ale, co ciekawe, jest to sytuacja prawdopodobna. Do połowy lipca na Półwyspie Apenińskim na pewno ma ruszyć Serie A, więc jeśli piłka nożna wróci do rozgrywek, to w jej ślady pójdą też pewnie wszystkie inne dyscypliny. W ERC zapanuje nam tym samym niesamowity ścisk. Na przestrzeni zaledwie czterech miesięcy będzie trzeba rozegrać aż siedem rajdów. Jeśli dodamy do tego fakt, iż w tym cyklu jeżdżą raczej mniej zamożni kierowcy, to całość może budzić wątpliwości. Tym bardziej, że to właśnie kwestie budżetowe mogę stać się ością w gardle Mistrzostw Europy. Niedawno szef zespołu Sainteloc (w barwach tej ekipy w zeszłym sezonie jeździli m.in. Lukyanuk i Adielsson) wyznał, że jeśli nie zdecyduje się na spore cięcia budżetowe, to zespół może nie przetrwać kryzysu. Jeśli takie problemy mają Francuzi, którzy uchodzą za potentatów wśród zespołów klienckich, to strach pomyśleć jak ta sytuacja wpłynie na mniejsze ekipy. Tak więc może się okazać, że największym problemem ERC nie będzie kwestia rund, tylko tego, kto będzie na nich jeździł.

Polska – Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma
Swoją drogą to jest podtytuł, który właściwie w jakimkolwiek kontekście pasuje do naszego kraju. Ale przechodząc do rzeczy, nad Wisłą także pojawiła się iskierka nadziei. W związku z luzowaniem obostrzeń, kierowcy dostali szansę na ponowne wejście za kierownicę swoich maszyn. W ciągu ostatnich tygodni na testy wyjechali m.in. Jakub Greguła, Kacper Wróblewski czy Jarosław Kołtun. Także i Kajetan Kajetanowicz testował na torze gokartowym, a później już na prawdziwym odcinku w Podolanach. Co dalej? Po odwołaniu Rajdu Polski i Nadwiślańskiego, a także po przełożeniu Rajdu Świdnickiego, następny w tej wyliczance jest Rajd Rzeszowski. Runda Mistrzostw Polski zaplanowana jest na początek sierpnia, więc jest szansa, że faktycznie się odbędzie. Problemem może być obraz całych mistrzostw, bo w tym momencie sezon RSMP będzie się składał z trzech rund (czterech, jeśli do skutku dojdzie Rajd Koszyc). Mimo dosyć ubogiego harmonogramu, wśród kierowców widać determinację w pojechaniu cyklu, nawet przy minimalnej ilości rajdów. Czołówka RSMP zgodnie mówi, że warto pojechać nawet te trzy rundy, dla kibiców i dla nich samych. Pozytywne nastroje podsyca Krzysztof Hołowczyc, który w wywiadzie dla Motorsport.com mówił, że rajdy mają sporą przewagę nad innymi sportami w kwestii bezpiecznego rozmieszczenia publiczności. Kibice mogą stać na całym odcinku, jednocześnie będąc w bezpiecznej odległości od siebie. Aczkolwiek lepiej niż cykle bezpośrednio organizowane przez PZM, mogą sobie poradzić imprezy amatorskie. W czwartym etapie rządowego planu odmrażania sportu, będzie możliwe organizowanie imprez sportowych do pięćdziesięciu osób. To sprawia, że imprezy KJS czy rajdy okręgowe, będą mogły być organizowane nieco wcześniej, niż flagowy cykl naszego kraju. Z tej sytuacji chce skorzystać cykl Tarmac Masters, który najszybciej ze wszystkich ogłosił powrót do rywalizacji. O pierwszej rundzie wiadomo niewiele. Tylko tyle, że się odbędzie i że lista zgłoszeń pęka w szwach. Swój start zapowiedziało już nawet kilku zawodników z RSMP. Jednak, gdzie albo kiedy polskie gwiazdy rajdów będą mogły zaprezentować swoje umiejętności – tego nie wie nikt.

Reszta świata - Jedni jeżdżą, inni odwołują
Nie wszędzie czuć jednak powiew nadziei. W Irlandii a także w Szkocji sezony zostały odwołane już w marcu. W całej Wielkiej Brytanii organizować będzie można jedynie sprinty składające się z kilku przejazdów, w dodatku (tak jak wspomniałem) bez pilotów. We Francji mistrzostwa asfaltowe zostaną wznowione najwcześniej we wrześniu, a w Hiszpanii pod koniec sierpnia. Identycznie sytuacja ma się w Niemczech, z kolei Belgowie właśnie przełożyli swój kultowy Rajd Ypres na środek października. Nieco lepiej jest w Czechach, gdzie Rajd Bohemii ma pojechać 12 lipca, a w Szwecji, jeśli wszystko pójdzie dobrze, sezon ma być wznowiony pod koniec czerwca. Co ciekawe są już miejsca na świecie (a dokładniej miejsce), gdzie motorsport wrócił do rzeczywistości. W Nowej Zelandii tydzień temu odbył się Rallysprint Bothwell Loop. Co prawda bez udziału publiczności i z ograniczoną ilością obsługi, ale i tak uzyskał miano pierwszych zawodów od wybuchu pandemii. Mimo tego, iż świat rajdów nadal tkwi w pewnej stagnacji, organizatorzy i zawodnicy stale starają się dostarczać kibicom rozrywki. Oprócz tradycyjnych transmisji na Facebooku, czy YouTube, swój “złoty wiek” przeżywa simracing. Podczas gdy nie mamy możliwości oglądania prawdziwych wyścigów, te wirtualne są naszym ratunkiem, także jeśli chodzi o rajdy. Organizatorzy Rajdu Azorów, już w marcu zorganizowali wirtualny odpowiednik swojej imprezy za pomocą DiRTa Rally 2.0. Na tej platformie swoje Mistrzostwa stworzyli również Mistrz Europy Chris Ingram, Jon Armstrong, czy Petter i Oliver Solbergowie. W przypadku komputerowych zawodów Norwegów nie jest to sama rywalizacja dla zabicia nudy. Nagrodą za zwycięstwo w całym cyklu jest szkolenie rajdowe z Oliverem Solbergiem w ośrodku Dirt Fish w Seattle, tak więc warto rywalizować. Na naszym podwórku też nie brak takiej rozrywki. Ostatnio organizowany był “Rajd Wieczorową Porą”, gdzie można było zmierzyć się z Miko Marczykiem. Za kilka dni rusza też podobna impreza organizowana przez Red Bulla, pod patronatem Jakuba Przygońskiego. Jeśli macie kopię gry Richard Burns Rally, to możecie wystartować także w Wirtualnym Rajdowym Pucharze Polski. Generalnie uważam, że jest to duży plus, że w tak trudnym momencie dla sportu zawodnicy i organizatorzy chcą skrócić dystans pomiędzy nimi, a kibicami.

Reasumując – jest nadzieja, lecz na jej zrealizowanie przyjdzie nam poczekać jeszcze parę miesięcy. Głód rajdów wśród kibiców jest ogromny i nie sposób tego nie zauważyć. Gdy trzy tygodnie temu wrzuciliśmy transmisję z testów Kuby Greguły, na fanpage rallypl, wyświetliło ją prawie dwanaście tysięcy osób, co jest dużo większym wynikiem, niż to, co zazwyczaj otrzymujemy na testach. Pozostaje nadal trzymać kciuki, że wszystko pójdzie dobrze i niebawem będziemy mogli pokazywać i pisać o pełnoprawnych rajdach.