Kubica renesansu
Zanim zaczniecie czytać, uprzedzę was, że jest to dosyć unikalny wpis. Odbiega tematyką i długością od większości tekstów, które publikowałem, ale nie poradzę. Jestem z niego w jakiś sposób dumny. Jego historia jest dosyć prosta. Napisałem go na potrzeby zajęć na studiach dziennikarskich. Z tego powodu jest to bardziej “klasyczny” felieton, wzorowany na tych, które możecie znaleźć w gazetach. Początkowo w ogóle nie planowałem go publikować, ale z racji tego, że dostałem całkiem dobry feedback po zaprezentowaniu go, stwierdziłem, że warto sprawdzić jakie przełożenie ma teoria na praktykę. Zapraszam do lektury 😉
Jeśli Wam również ostatnio zdawało się, że coś za cicho zrobiło się w mediach o Robercie Kubicy, to ostatnie dni musiały być prawdziwą jazdą bez trzymanki. Najpierw blog “Powrót Roberta” wypuścił na świat informację, że krakowianin ma ponoć wystartować w amerykańskiej serii NASCAR na torze Daytona. I o ile te doniesienia same w sobie były już lekko absurdalne, to potem było już tylko lepiej.
Cała Polska rzuciła się oczywiście do Wikipedii i po kilkunastu minutach nasz kraj mógł się cieszyć z milionów ekspertów od północno-amerykańskiego motorsportu. Równocześnie pojawiły się spekulacje, wyjaśnienia i sprostowania. Najpierw ktoś spojrzał z pobłażaniem na podniecający się tłum i stwierdził, że to nie o NASCAR musi chodzić, a o Indycar. Wiadomo Indycar to bolidy, F1 to bolidy i widać już modus operandi polskiego kierowcy. Na to przyszedł ktoś inny i stwierdził, że na pewno musi chodzić o wyścig 24-godzinny na Daytonie, bo Kubica to kierowca poważny i on się po jakiś jankeskich owalach wozić nie będzie. Przyszedł więc trzeci ktoś i stwierdził, że polski kierowca na pewno pojedzie we wszystkich trzech zawodach, bo “Robert to jest, proszę ja Pana, kierowca wszechstronny”. Poza tym Daniel Obajtek to mu już w ogóle może rezerwować nocleg na tej Florydzie, bo Kubica tam spędzi spokojnie ze dwa miesiące, jakby to wszystko zliczyć.
Przy okazji obserwacji tego, naszła mnie myśl czy w tym szaleństwie (zarówno kibiców jak i Orlenu) jest w ogóle jakaś metoda. Kubica w F1, Kubica w Hyundaiu w WRC (albo w Toyocie, albo w jednym i drugim), Kubica w NASCAR, w Indycar, w IMSA, w GT3, w rallycrossie, jeszcze okazjonalnie w DTM, no i specjalnie dla polskich kibiców, gokartami na Słomczynie. Jak tak dalej pójdzie, to się okaże, że ten facet w zardzewiałym Passacie z naklejką Vervy, co się ścigał ze mną ostatnio na światłach, to też był Kubica. I jeśli Orlen faktycznie ma z takich rozkraczonych programów wyścigowych jakieś zyski, to naprawdę rozumiem. Ale wtedy czemu nie pójść na całość? Niech Kubica skoczy 152 metry w Willingen, zdobędzie Kryształową Kulę, spuści łomot Najmanowi w ringu, wygra Eurowizję Junior i Senior, Trzy Oscary, Złotą Palmę i Nagrodę Grammy. Potem niech wygra Ligę Mistrzów, Europy i Copa America z Hutnikiem Kraków, prześcignie “Lewego” w plebiscycie sportowca roku, wygra Mundial z reprezentacją San Marino i stanie na czele nowego rządu. Wszystko to po to, byśmy w grudniu 2021 roku znowu mogli przeczytać:
“Informujemy, że kierowcami zespołu Alfa Romeo Orlen w sezonie 2022 zostaną Kimi Raikkonen i Antonio Giovinazzi. Kierowcą rezerwowym pozostanie Robert Kubica”.
A Obajtek zawtóruje “mam nadzieję, że będziecie Państwo zadowoleni”. I nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy, ale ja będę wniebowzięty. Już nie mogę się doczekać występu Roberta w Bożonarodzeniowym wyścigu po karpia w Lidlu, bo chyba tylko tam Kubicy jeszcze nie było.