Pobite gary
Właściwie każdy oczekiwał po Rajdzie Japonii czegoś innego, niż to co finalnie dostaliśmy. Organizatorzy liczyli na to, że jacyś kibice jednak pojawią się przy odcinkach, FIA liczyła na mniej problemów z zabezpieczeniem trasy, a Polacy na tytuł Kajetana Kajetanowicza. W wielu kwestiach powrót WRC do Azji był porażką na całej linii i gdyby nie wsparcie Toyoty, to Rajd Japonii z hukiem wyleciałby z kalendarza. W ubiegły weekend na wysokości zadania stanęli jednak kierowcy, którzy zafundowali nam naprawdę ciekawą i zażartą rywalizację.
Rajd
Rajd Japonii – 3/5

O finale sezonu można powiedzieć wiele, ale nudzić się na nim nie dało. Przysypiających kibiców z letargu wybudził już drugi odcinek specjalny, którego trasa przebiegała przez (rzekomo) nawiedzony tunel. Rajdówki ewidentnie rozzłościły stare japońskie duchy, bo na połowę stawki spadło nieszczęście.
Najpierw trzy minuty przez przebitą oponę stracił Sebastien Ogier. Potem w Hyundaiu i20 Daniego Sordo zapaliła się benzyna. Załodze udało się ewakuować, lecz rajdówka spłonęła doszczętnie, a odcinek został wstrzymany. Niestety, w całym tym zamieszaniu, z rywalizacji odpadli Kajetan Kajetanowicz i Maciej Szczepniak, którzy rozbili swoją rajdówkę na wyjściu z tunelu. Sen o mistrzostwie dobiegł końca.
Przez pożar i ospałą reakcję służb, OS3 został odwołany, a ocalałe załogi pojechały prosto na OS4. Tam jednak rywalizacja również nie potrwała długo, gdyż Sami Pajari podczas swojego przejazdu napotkał jadący pod prąd cywilny samochód.
Poprzez zamieszanie związane z dwoma odwołanymi odcinkami, sytuacja sportowa w rajdzie była właściwie nie do odszyfrowania. Gdy jednak sędziowie nadali wreszcie czasy, okazało się, że mamy dwóch liderów. Byli nimi Elfyn Evans i Thierry Neuville.
Drugiej pętli również nie było nam dane zobaczyć w całości. Evans utrzymał pozycję lidera, dzieląc się wygranymi odcinkami z Rovanperą. Drugi przejazd oesu „Shitara Town R” także został odwołany przez barierę, którą uszkodził Craig Breen. Oznaczało to, że tylko dwa z siedmiu odcinków pierwszego etapu odbyły się bez żadnych problemów.
Sobotnia rywalizacja była już „normalniejsza” – odwołany został tylko jeden odcinek. Elfyn Evans i Thierry Neuville wznowili swój pojedynek. Górą tym razem był Belg, który objął prowadzenie w rajdzie na dwunastej próbie. Co ciekawe, w tamtym momencie kierowca Hyundaia nie miał ani jednego oesowego zwycięstwa. Dopisał je sobie na kończącym dzień OS14, powiększając swoją przewagę nad Evansem do czterech sekund.
W niedzielę wszyscy ostrzyli sobie zęby na rozstrzygnięcie pojedynku pomiędzy załogami Toyoty i Hyundaia. Atmosfera zgęstniała, gdy Elfyn wygrał OS15, zmniejszając tym samym stratę do lidera, do zaledwie 0,6 sekundy. W Rajdzie Japonii nie mogło być jednak „zbyt” dobrze. Na kolejnej próbie Evans złapał kapcia, spadając w efekcie na czwarte miejsce w generalce.
W tamtym momencie tylko jakiś niewiarygodnie głupi błąd mógł odebrać Neuvillowi zwycięstwo. Takie błędy w przeszłości Belgowi się przytrafiały, ale tym razem Thierry zachował zimną głowę. Było to jego drugie zwycięstwo w tym sezonie i mimo, że nie zmieniło ono nic w klasyfikacji generalnej, to być może podniesie zespół na duchu. Możliwe, że teraz Hyundai zapamięta, że sezon WRC zaczyna się od Rajdu Monte-Carlo, a nie Sardynii.
Kierowcy
Dani Sordo – bez oceny

Występu Daniego Sordo zwyczajnie nie da się obiektywnie ocenić. Hiszpan przejechał tylko jeden odcinek zanim jego rajdówka stanęła w płomieniach. Jego winy nie było w tym żadnej. Takie sytuacje zdarzają się rzadko i często niezależnie od poczynań kierowcy. Niestety, gdy już mają miejsce, to samochód zazwyczaj płonie doszczętnie. Trzeba się cieszyć, że i Dani Sordo i Candido Carrera wyszli z tego zdarzenia bez szwanku. Krytyka należy się za to organizatorom rajdu i służbom bezpieczeństwa. Jakkolwiek ciekawa nie byłaby sekcja w tunelu, to strach pomyśleć o konsekwencjach, gdyby pożar przydarzył się właśnie tam.
Craig Breen – 1/5

Nowy pilot, stary scenariusz. Niezależnie od wyniku w ostatniej rundzie, ten sezon i tak byłby dla Craiga Breena fatalny. Irlandczyk mógł jednak zakończyć rok w optymistyczny sposób i pokazać zarówno samemu sobie, jak i zespołowi, że potrafi sprostać oczekiwaniom. Zamiast tego rozbił swojego Forda Pumę na barierce na OS4. Właściwie jedynym pozytywnym aspektem był wygrany Power Stage, ale też nie doszukiwałbym się jakiegoś geniuszu taktycznego Breena. W tamtym momencie kierowca M-Sportu nie walczył już właściwie o nic. Mógł więc ominąć dylemat wyboru odpowiedniej mieszanki opony i zwyczajnie założyć deszczówki. To, że na OS16 wykręcił gorszy czas od Evansa, który zmieniał koło, nie miało już w tym kontekście żadnego znaczenia.
Kalle Rovanpera – 2/5

Fin po zdobyciu tytułu sprawiał wrażenie jakby średnio mu się chciało uczestniczyć w dwóch ostatnich rundach WRC. Motywacja i koncentracja Kalle Rovanpery ewidentnie spadły, biorąc pod uwagę jego ostatnie wyniki. W Japonii zaczął bardzo dobrze, liczył się w walce o pozycję lidera i nawet wskoczył na nią po drugim odcinku. Na OS8 popełnił jednak dosyć prosty i niewymuszony błąd, który był zalążkiem wszelkich jego problemów w finale sezonu. Przez uszkodzone koło stracił ponad dziesięć minut i w efekcie Mistrz Świata po raz trzeci w tym sezonie ukończył rajd poza pierwszą dziesiątką.
Gus Greensmith – 2/5

To był rajd przejechany przez Gusa Greensmitha. O występie Anglika w Japonii mógłbym napisać właściwie tylko tyle i nikt z Was nie miałby do mnie pretensji. Wysilę się jednak trochę bardziej. Wszelkie nadzieje kierowcy M-Sportu zostały dosyć szybko storpedowane przez awarię wału napędowego. Jednak nawet wtedy, gdy jego Puma Rally1 działała w pełni sprawnie, to Gus, delikatnie mówiąc, nie powalał swoim tempem. Jego czasy kręciły się koło siódmego miejsca (na osiem aut w klasie) i Greensmith zakończył rywalizację na szóstej pozycji. Był to bardzo nijaki występ, w jeszcze bardziej nijakim sezonie Anglika.
Elfyn Evans – 4/5

Mam wrażenie, że Elfyn Evans miał szansę na wygranie każdego rajdu w tym sezonie, a koniec końców zawsze coś szło nie tak. Podobnie było też w Japonii i pierwszy raz od dwóch lat, Walijczyk kończy sezon bez żadnego zwycięstwa. W ostatni weekend było już naprawdę blisko. Evans prezentował bardzo dobre tempo na każdym etapie rajdu. W niedzielę wydawało się, że to właśnie on ma inicjatywę w starciu z Thierrym Neuvillem. I wtedy na drodze do sukcesu stanęła feralna przebita opona. Tej sytuacji jest mi podwójnie szkoda. Po pierwsze, trudno nie współczuć takiego finiszu Elfynowi, a po drugie ograbiło nas z to pasjonującej walki na ostatnich metrach Rajdu Japonii. Ciężko za to zajście winić kierowcę Toyoty. Evans w ten weekend zrobił wszystko dobrze, lecz znów obszedł się smakiem.
Sebastien Ogier – 4/5

W bardzo podobnej sytuacji znalazł się też Sebastien Ogier. Jego tempo na drugim i trzecim etapie pokazało, że gdyby nie kapeć na początku rajdu, to najpewniej właśnie Francuz stanąłby na najwyższym stopniu podium. Nic dziwnego, że kierowca Toyoty był przez resztę weekendu bardzo sfrustrowany i nie bał się powiedzieć paru mocnych słów w stronę Pirelli. Tu muszę przyznać ośmiokrotnemu Mistrzowi Świata rację – z oponami włoskiej firmy faktycznie dzieje się coś niepokojącego. Nigdy nie mieliśmy tyle usterek ogumienia, ile w tym sezonie. Mimo startu w zaledwie sześciu rundach, Ogier kończy sezon na szóstym miejscu i w dodatku z jednym zwycięstwem. Jeśli Francuz faktycznie planuje pełnoprawny powrót do WRC, to przyszły rok może być bardzo interesujący.
Takamoto Katsuta – 4/5

Jestem pewien, że niezależnie od sympatii i antypatii, większość rajdowego świata (w tym ja), życzyła Takamoto podium przed własnymi kibicami. Kibice niestety zawiedli, ale Katsuta stanął na wysokości zadania. Japończyk, w swoim stylu, trzymał się z dala od kłopotów i bardzo konsekwentnie piął się w górę tabeli. Nie miał oszałamiającego tempa, ale też nie musiał go mieć. Gdy wydawało się, że już nic nie może mu zabrać trzeciego miejsca, pojawiła się przebita opona na przedostatnim odcinku i rozpędzony Sebastien Ogier na plecach. „Taka” wytrzymał jednak presję i dowiózł do mety podium w domowym rajdzie. Nie jest to pierwsza wizyta Katsuty w najlepszej trójce, ale na pewno smakuje wyjątkowo.
Ott Tanak – 4/5
W swoim ostatnim występie w barwach Hyundaia, Estończyk mógł po prostu „odbębnić” Rajd Japonii i mieć ten etap swojej kariery z głowy. Trzeba jednak oddać Tanakowi, że podszedł do pożegnania z Alzenau bardzo profesjonalnie. Przez krótki moment wydawało się, że Ott może nawet włączyć się do walki o zwycięstwo. Jednakże i20 Rally1 postanowiło zaserwować mu ostatnią dawkę problemów technicznych. Najpierw pojawiły się problemy z wałem napędowym, później z hybrydą i w konsekwencji Estończyk mógł liczyć już tylko na podium. Koniec końców było to miejsce drugie, zaraz za plecami Thierry’ego Neuvilla. Nie wiem, co wydarzy się dalej w karierze Otta Tanaka, ale z Hyundaiem pożegnał się godnie.
Thierry Neuville – 5/5
Był to sezon Thierry’ego Neuvilla, o którym wiele osób pewnie zapomni, ale myślę, że Belg będzie go miał w pamięci na długo. Ten rok był prawdziwą próbą charakteru dla kierowcy Hyundaia i moim zdaniem ten sprawdzian zdał. Zwycięstwo w Japonii, po zażartej walce z Elfynem Evansem, było bardzo zasłużone. Fakt, Neuvillowi pomógł pech rywala, ale nadal miał on naprawdę imponujące tempo. To ważne zwycięstwo dla jego zespołu – bardziej w wymiarze psychologicznym. Wygrana z Toyotą, na jej terenie, na pewno poprawi morale w Hyundaiu i pomoże przygotować się na przyszły sezon. Co prawda po obu przegranych tytułach jest to tylko pstryczek w nos Toyoty, ale za to pstryczek bardzo satysfakcjonujący.
Polacy
Kajetan Kajetanowicz – 1/5
Niestety, nie tak to miało wyglądać. Piszę to z dużym bólem, pamiętając jeszcze jakie nadzieje miałem w ostatnim artykule. Trudno napisać coś o samej jeździe Kajetanowicza i Szczepaniaka, bo Polacy pożegnali się z Rajdem Japonii bardzo szybko. Jakaś część odpowiedzialności na pewno spada na organizatorów. Mieli oni bowiem posypać pechową sekcję w tunelu solą, aby ograniczyć kurz. Jednocześnie mieli też zostawić dziurę w drodze, którą „Kajto” obrał sobie za punkt orientacyjny. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, porządkowi postąpili odwrotnie – nie posypali asfaltu i… zakleili dziurę. Kajetanowicz czekał więc na swój punkt orientacyjny, ale się nie doczekał. Wszyscy wiemy, co było dalej.
Pasuje tu stara, wyświechtana, ale cały czas trafna formułka: „takie są rajdy”. Nie ma też co lamentować nad brakiem mistrzostwa. Trzecie miejsce w klasie i przegrana tylko z zawodnikami najlepszego zespołu WRC, jest osiągnięciem, które każdy z nas brałby w ciemno i z którego należy być dumnym. W sporcie najlepsze jest to, że zawsze jest następny sezon i następna szansa na spełnienie swoich marzeń.
Sezon 2022 nareszcie dobiegł końca. Gdy sięgam pamięcią do Rajdu Monte-Carlo, to mam wrażenie, że odbywał on się w innej epoce. Nie był to może najbardziej zażarty i pasjonujący sezon. Jednocześnie wydarzyło się w nim naprawdę dużo ciekawych i przełomowych rzeczy, a mi wciąż nie znudziło się pisanie o nich. Tak więc niedługo ukaże się moje podsumowanie całego roku 2022 w WRC, gdzie bardziej szczegółowo opiszę dzieje wszystkich jego uczestników. Do następnego!