Zapowiedź sezonu 2023: Toyota
Sezon WRC zaczyna się już za parę godzin, a końca dobiega nasza podróż po wszystkich ekipach fabrycznych w najtrudniejszej dyscyplinie motorsportu. Na deser zostali nam mistrzowie, dominatorzy, eksperci od hybrydowych silników i faworyci do kolejnego tytułu. Jednym słowem: Toyota.
Superrajdowiec
Rok temu napisałem, że Toyota jest tak wielkim faworytem, że każdy inny wynik niż mistrzostwo w ich wykonaniu, będzie gigantyczną sensacją. Jedyne pytanie brzmiało: Który z kierowców dowiezie ten tytuł do końca sezonu? Odpowiedź dosyć szybko stała się oczywista.
Co prawda Toyota potrzymała nas w niepewności przez jakieś trzy rundy. Na Monte Kalle Rovanpera z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie rozumie działania systemu hybrydowego i nie wyglądał raczej na pretendenta do tytułu. Jednak okazało się, że alpejski klasyk rządzi się swoimi prawami. Po zwycięstwie w Szwecji i kapitalnej szarży na pierwsze miejsce w Chorwacji, Fin udowodnił całemu światu, że dojrzał do walki o mistrzostwo.
Dalsza część sezonu przypominała najlepsze lat Sebastiena Ogiera w Volkswagenie i Loeba w Citroenie C4. Słowo „dominacja” Kalle mógł mieć wypisane na drzwiach swojej rajdówki. Fin nie wygrywał właściwie tylko wtedy, gdy jego Yarisa dopadały problemy techniczne. W czystej walce przegrał dopiero w swojej domowej rundzie. Później przytrafiło się dachowanie w Belgii i urwane koło na Akropolu. Czyżby Rovanpera przestał radzić sobie z presją? Nic z tych rzeczy. W momencie kiedy rywale zobaczyli iskierkę nadziei, Kalle zgasił ją, pieczętując tytuł w Nowej Zelandii. Ostatnie dwa rajdy sezonu były już przejechane niechlujnie, niczym na kacu. Jednak umówmy się – jego występów w Katalonii i Japonii za 10 lat i tak nikt nie będzie pamiętał.

Rovanpera był w poprzednim sezonie tak dobry, że przeciętna forma reszty zespołu, uszła Toyocie na sucho. Aczkolwiek o rozczarowaniach też muszę wspomnieć, a był nim niewątpliwie Elfyn Evans. Nic dziwnego, że faworyta przed sezonem upatrywano właśnie w Walijczyku. Gdy zabrakło Ogiera, droga do upragnionego celu wydawała się otwarta. Sezon Evansa był jednak wręcz kuriozalnie rozczarowujący. Elfyn w każdym rajdzie, na jakimś etapie miał szansę na zwycięstwo. I za każdym razem, niczym kotu Tomowi, albo Wilusiowi E. Kojotowi, w kluczowym momencie coś stawało mu na drodze. Po raz pierwszy od trzech lat, Walijczyk nie wygrał ani jednego rajdu. Na pocieszenie zostały mu cztery drugie miejsca.

Bardzo solidny sezon zaliczył Takamoto Katsuta. Japończyk raczej nie słynie z widowiskowego stylu i sprawiania sensacji, ale w zeszłym roku było widać, że konsekwencja i praca u podstaw ma swoje benefity. Tempo „Taki” było zdecydowanie lepsze, o czym świadczą dwie pierwsze w karierze wizyty na podium. Tym razem kierowcy Toyoty udało się trzymać z dala od kłopotów. Japończyk był zdecydowanie najbardziej regularnym zawodnikiem w stawce i podczas całego sezonu, nie przywiózł punktów tylko w Rajdzie Nowej Zelandii. Katsuta Mistrzem Świata raczej nie zostanie, ale zespół będzie miał z niego duży pożytek.

Był to też zaskakująco kiepski sezon Sebastiena Ogiera (oczywiście jak na jego możliwości). Los chyba zaczął wyrównywać rachunki za wszystkie fartowne wydarzenia w karierze Francuza, bo w zeszłym roku miał on naprawdę sporego pecha. Przebite opony zabrały mu zwycięstwa na Monte-Carlo i Safari, a ponadto zmusiły do wycofania w Portugalii. Z sezonem ośmiokrotnego Mistrza Świata było trochę jak ze starym Mercedesem. W chwilach, gdy wszystko działało był on wciąż niesamowicie szybki, co mogliśmy zobaczyć w Katalonii. Jednak nie były to chwile szczególnie długie. Dowodem Japonia, gdzie Seb znowu został wyeliminowany z walki o zwycięstwo przez kapcia.

Zwycięskiego składu się nie zmienia
W sezonie ogórkowym, w kontekście Toyoty działo się zdecydowanie najmniej. Jari-Matti Latvala słusznie stwierdził, że nie ma sensu naprawiać czegoś co nie jest zepsute. W stosunku do zeszłego roku, w szeregach Japończyków nastąpiła tylko jedna zmiana – transfer Esapekki Lappiego do Hyundaia. Fin nie został nawet zastąpiony nowym kierowcą. Zamiast tego jego miejsce w pierwszym zespole Toyoty zajmie Katsuta. Ciężka praca znowu się Japończykowi opłaciła.
Ekipa z Jyvaskyla wciąż jest murowanym kandydatem do tytułu i porażka w walce o któryś z tytułów ponownie będzie niespodzianką. Tym razem Toyota bezdyskusyjnie ma najsilniejszy skład w stawce. Kalle Rovanpera pokazał, że może władać WRC znacznie dłużej niż Loeb i Ogier. Elfyn Evans miał gorszy sezon, ale wciąż zajął czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. To, że był to dla Walijczyka „rozczarowujący” rok, pokazuje tylko jak wielki potencjał ma ten kierowca. Japończycy mają też plan awaryjny. Jeśli zespół pozwala sobie na trzymanie Sebastiena Ogiera w roli kierowcy rotacyjnego, to pokazuje, że jest raczej spokojny o końcowy wynik. Ponadto Francuz może w tym sezonie sporo namieszać. Rok temu powstrzymywał go właściwie tylko pech, a Rajd Katalonii wystarczył, by wszyscy przypomnieli sobie, co potrafi „Seb”, gdy los nie rzuca mu kłód pod nogi.

Jedyne potencjalnie „słabe ogniwo”, to Takamoto Katsuta, który moim zdaniem nie jest jeszcze na poziomie sportowym swoich kolegów. Japończyk genialnie sprawdził się w roli solidnego dostarczyciela punktów, ale tym razem oczka mają wędrować na konto podstawowej ekipy Toyoty. Po raz pierwszy od dawna na Katsucie będzie ciążyła realna presja i jestem bardzo ciekawy jak Japończyk sobie z nią poradzi. Jednak Toyota wciąż ma wystarczająco talentu w swoich samochodach by załatać ewentualne dziury po Japończyku. Na dzień dzisiejszy wydaje się, że w ekipie Latvali musiałby wydarzyć się jakiś kataklizm, by utracili kontrolę nad sytuacją.
Sprawy wyglądają obiecująco również na zapleczu. Yaris był zdecydowanie najlepszą rajdówką w nowej kategorii Rally1 (mimo, że na asfalcie zaczął doganiać go Hyundai i20). Nic dziwnego – dla większości populacji naszej planety, Toyota to synonim napędu hybrydowego. Japończycy mieli też dużo większe doświadczenie w tej technologii niż reszta zespołów, za sprawą swojego programu LMP1 i Hypercar w WEC. Obycie z hybrydą i całe know-how jakie się z tym wiąże, pomogło Toyocie odskoczyć rywalom na starcie sezonu.

W zespole Latvali nie ma jednak arogancji. Toyota dosyć boleśnie przekonała się, że rywale odrobili lekcje, gdy Hyundai wyrwał im zwycięstwo w domowym Rajdzie Japonii. Yaris Rally1 dostał więc pakiet ulepszeń. Inżynierowie z Jyvaskyla przerobili nadwozie, redukując wloty powietrza i modyfikując nadkola, oraz spoiler. Więcej mocy i momentu obrotowego ma mieć też spalinowy silnik w nowej wersji rajdówki. Wątpię, że te poprawki zapewnią aż taką przewagę, jak na początku poprzedniego sezonu. Jednak biorąc pod uwagę kompetencje Toyoty, można zakładać, że i tym razem inicjatywa będzie po ich stronie.
Rywale wreszcie dojechali?
Ze wszystkich zespołów, to właśnie o Toyocie piszę mi się najtrudniej. Japończycy wyglądają bardzo solidnie i dosyć ciężko w ich ekipie znaleźć jakieś słabe punkty. Jeśli jednak miałby się do czegoś przyczepić, to zwróciłbym uwagę na ich konkurencję. Nie mam zamiaru umniejszać sukcesu, ale Toyota wygrała dwa ostatnie tytułu konstruktorów dlatego, że nie miała za bardzo z kim ich przegrać.
Przez parę ostatnich lat M-Sport był cieniem swojej dawnej chwały i poza paroma wyjątkami, majaczył gdzieś daleko za Yarisem. Hyundai był zdecydowanie najgroźniejszym rywalem Toyoty. Problem polegał na tym, że z kolei najpoważniejszym przeciwnikiem Hyundaia był…Hyundai. Zespół z Alzenau bardziej zażarte pojedynki toczył z własnymi rajdówkami i kierowcami. Toyota była w tamtych latach najsilniejsza, ale z drugiej strony, musiałaby się naprawdę mocno wygłupić, by nie zdobyć obu tytułów.
Tym razem stosunek siły może być jednak trochę inny i z czysto sportowego punktu widzenia, mam szczerą nadzieję, że tak będzie. Hyundai już pod koniec poprzedniego sezonu poskładał do kupy swoją rajdówkę, a teraz przeorganizował skład swoich załóg. M-Sportowi nareszcie udało się sparować udany samochód z szybkim kierowcą. Oba zespoły mają za sobą najbardziej rozczarowujący sezon od lat, więc są jeszcze bardziej zdeterminowane, żeby zdetronizować Toyotę. Ani zespół z Alzenau, ani ekipa z Dovenby Hall nie mają w tym roku nic do stracenia.

Może być tak, że właśnie w tym sezonie zobaczymy jak to naprawdę jest z Toyotą. Czas by i podopieczni Latvali poczuli presję i oddechy rywali na karku. Wszak, w latach gdy rywale byli w lepszej formie, Japończykom zwycięstwa wcale nie przychodziły łatwo. Fakt, wygrywali tytuły wśród kierowców w 2019 i 2020, ale w klasyfikacji konstruktorów objeżdżał ich Hyundai. Obsada Yarisów Rally1 jest wciąż bardzo silna, ale w żadnym wypadku nie jest to monolit. Evans, Ogier, a nawet Kalle Rovanpera, popełniali błędy i przegrywali rajdy. Jeśli zdarzało im się to w sezonie, gdzie praktycznie od początku mieli mistrzostwo na wyciągnięcie ręki, to zdecydowanie może się przydarzyć, gdy będą pod presją. Postawić ich w takiej sytuacji – to zadanie M-Sportu i Hyundaia.

To wszystko może Wam wydawać się myśleniem życzeniowym i nie ukrywam, pewnie częściowo tak jest. Temu sportowi naprawdę przydałby się sezon taki jak w 2018 roku, gdzie do ostatnich metrów nie znaliśmy Mistrza Świata. Miałem cichą nadzieję, że tak stanie się rok temu, ale mocno się rozczarowałem. Kalle Rovanpera, mimo młodego wieku, jest genialnym kierowcą i życzę mu jak najlepiej. Jednak taka dominacja nie jest dobra dla atrakcyjności żadnego sportu. Nie chcę jednak życzyć Toyocie źle – chcę tylko, żeby to był ciekawy i emocjonujący rok. Nawet jeśli ma się skończyć trzecim z rzędu triumfem Japończyków, to wierzę, że tym razem będą się musieli nieźle napocić.
Werdykt
W Toyocie zmieniło się niewiele. Zespół Jariego-Matti Latvali to wciąż murowany faworyt. Jednak tym razem rywale mają lepsze składy i mocniejsze samochody. Nawet jeśli Japończycy znów zgarną pewną pulę, to nie powinno im to przyjść tak łatwo jak w zeszłym sezonie. Tego życzę sobie i Wam.
Przewidywania
Sezon 2023: Kalle Rovanpera obroni tytuł Mistrza Świata, ale Toyota przegra w klasyfikacji konstruktorów z Hyundaiem.