Bez śniegu i bez niespodzianki
Pozwolę sobie ten artykuł zacząć, tak jak zaczynałem swoje lekcje polskiego w liceum – przepraszam za spóźnienie. Niestety, do analizy pierwszej rundy WRC mogłem usiąść dopiero teraz. Na szczęście, w przypadku tegorocznego Rajdu Monte-Carlo nie ma tyle materiału do analizy, co dwanaście miesięcy temu. Był to rajd. To zdanie właściwie by wystarczyło.
Rajd
Rajd Monte-Carlo – 2/5

Widziałem parę gorszych edycji tych zawodów, ale widziałem też dużo więcej lepszych. W tym roku zabrakło na Monte jego najlepszej cechy – nieprzewidywalności. Temperatury spadły poniżej zera, ale niebo pozostawało bezchmurne. Przez to ten kultowy rajd oglądało się trochę jak każdą inną asfaltową rundę.
Nie zabrakło za to kibiców, którzy tłumnie przybyli na odcinki. To była zarazem najmocniejsza i najsłabsza strona Monte. Z jednej strony były grupy fanów, które zapewniały niesamowity spektakl za pomocą rac podczas nocnych odcinków. Z drugiej, paru „pseudokibiców” wylało na trasę OS1 wodę, która mocno utrudniła życie załogom.
W tej scenerii, z niespodziewanymi lodowiskami i fajerwerkami w tle, na prowadzenie wysunął się oczywiście Sebastien Ogier. Jak później się okaże, ośmiokrotny Mistrz Świata, tej pozycji nie odda już do samej mety. Na to, by zagrozić koledze z Toyoty tempo miał Elfyn Evans. Nadzieje Walijczyka runęły jednak niczym domek z kart, gdy złapał on kapcia na OS5.
Na drugim etapie, rola lidera grupy pościgowej przypadła więc innemu kierowcy Toyoty – Rovanperze. Kalle wygrywał pojedyncze odcinki, ale przewaga lidera wciąż była spora. Fińscy kibice dostali cień nadziei, gdy ich załoga odrobiła prawie dziesięć sekund na ostatnim odcinku sobotniego etapu.
W niedzielę okazało się jednak, że Ogier doskonale wiedział, co robi. Francuz, w swoim stylu szybko uciął wątpliwości co do jego zwycięstwa w Rajdzie Monte-Carlo i na odcinek przed końcem znów miał ponad dwadzieścia sekund przewagi. Na pocieszenie, Rovanperze udało się wygrać Power Stage i zgarnąć pięć dodatkowych punktów. Obrońca tytułu nie ma powodu do rozczarowania. Porażka na Monte z którymkolwiek z Sebastienów to przecież nie wstyd, tylko norma.
Kierowcy
Pierre-Louis Loubet – 1,5/5

Kierowca M-Sportu może być po tym rajdzie naprawdę sfrustrowany, bo, wbrew pozorom, do udanego weekendu wiele nie zabrakło. Tempo było niezłe, lecz pech chciał, że tym razem to brytyjski zespół oberwał najmocniej awariami. Dla Loubeta problemy zaczęły się już na piątym odcinku, gdy w jego rajdówce padło wspomaganie a Francuz nie utrzymał kierownicy i zdemolował znak. Jakimś cudem, Pierre był w stanie ukończyć cały etap rajdu a awaria została naprawiona dopiero w parku serwisowym. Radość Loubeta nie trwała jednak długo, bo już na pierwszej sobotniej próbie popełnił błąd i urwał zawieszenie. Francuz wrócił do rywalizacji w niedzielę, ale w ostatnim etapie rajdu również długo nie zabawił. Na dojazdówce pomiędzy OS16 a 17 jego Puma Rally1 kompletnie przestała współpracować. Cóż, przynajmniej Pierre przez następny miesiąc nie będzie musiał „robić rąk” na siłowni.
Jourdan Serderidis – 1/5 (ale nie traktujcie tej oceny jakoś bardzo poważnie)

Żeby lepiej uzmysłowić Wam jak prezentował się w ubiegły weekend Grek, powiem, że poważnie zastanawiam się, czy w ogóle uwzględniać go w następnych materiałach. Serderidis, mimo że siedział za kierownicą najmocniejszej rajdówki na świecie, to niemożebnie wlókł się po każdym odcinku specjalnym. Jest to jak najbardziej zrozumiałe – rajd krótki, góry wysokie, widoki piękne, więc szkoda by było je przegapić. Poza tym, czego część z Was może nie wiedzieć, Puma Rally1, którą podróżował Serderidis, jest jego własnością. Gdy ktoś sam coś kupi, to bardziej to potem szanuje. Grek miał świadomość, że naprawa każdej usterki będzie finansowana z jego portfela. W takiej sytuacji faktycznie głupio by było dać się ponieść ambicji.
Esapekka Lappi – 1/5

Bądźmy sprawiedliwi – ta edycja Monte nie była dla Hyundaia nawet w połowie tak zła, jak poprzednia. Nie znaczy to jednak, że była udana, a już na pewno nie dla Esapekki Lappiego. Naprawdę spodziewałem się po Finie zdecydowanie więcej. Jego ostatni występ bardziej przypominał jego przygody w Citroenie i M-Sporcie, niż świetną formę z Toyoty. Lappi nie może nawet zasłonić się jakimiś problemami technicznymi. Nawet w całkowicie sprawnym i20, jego tempo było po prostu słabe. Na osiemnaście odcinków „EP”, wykręcił tylko cztery czasy w pierwszej piątce. Co prawda Monte-Carlo nigdy nie było jego ulubioną imprezą, ale na miejscu Cyrila Abiteboula, byłbym poważnie zaniepokojony.
Dani Sordo – 1/5

Przed rajdem wydawało mi się, że wystawienie Daniego Sordo, kosztem Craiga Breena było dobrą decyzją ze strony Hyundaia. Fakt, w Alpach Hiszpan rzadko notował mocne rezultaty, ale na suchym asfalcie zawsze był przecież mocny. Po rajdzie jestem jednak zdania, że Irlandczyk na pewno gorszy od Sordo by nie był. Dani przez cały weekend sprawiał wrażenie, jakby nie do końca chciał tam być. Trzeba powiedzieć, że miał on długotrwałe problemy z silnikiem elektrycznym, ale nawet w sprawnej rajdówce Sordo tracił mnóstwo czasu. Co gorsza, nie miał pojęcia dlaczego. W rajdach to naprawdę niepokojący sygnał, gdy zawodnik czuje, że robi wszystko co może, a jego czasy i tak są za słabe. Na miejscu Hyundaia miałbym nadzieję, że to rajd był problemem, a nie kierowcy.
Takamoto Katsuta – 2,5/5

Japończyk zaczął obecny sezon w podobny sposób, jak zakończył poprzedni. Na Monte jechał naprawdę równo, utrzymując za plecami oba Hyundaie, a okazjonalnie także Otta Tanaka. W swoim stylu Katsuta trzymał się też z dala od jakichkolwiek problemów. Aż do Power Stage’a. Japończyk w połowie odcinka poczuł, że nagle jego Yaris Rally1 zaczął prowadzić się bardzo niestabilnie. Wszyscy spodziewali się, że była to przebita opona, ale pod koniec odcinka zobaczyliśmy, że Takamoto jedzie z poważnie uszkodzonym zawieszeniem. Japończyk stracił prawie minutę i okazję na piąte miejsce. Jednocześnie Katsuta miał też furę szczęścia, bo mimo dobrej jazdy, mógł Rajdu Monte-Carlo w ogóle nie ukończyć.
Ott Tanak – 2,5/5

Cytując klasyka „nie widzę specjalnej różnicy z Hyundaiem, czy bez”. Fakt, że Estończyk jechał tym razem w M-Sporcie był zmianą niemalże kosmetyczną, bo jego występ do złudzenia przypominał te z zeszłego sezonu. Ford Puma okazał się mieć w tym rajdzie spore problemy ze wspomaganiem, o czym przekonał się również Tanak. W jego rajdówce problem nie był tak poważny jak u Loubeta, ale na tyle uciążliwy, by uniemożliwić Ottowi walkę z Evansem i stworzyć okazję Katsucie. Jednak nie da się zwalić całej winy za gorszy występ na awarię wspomagania. Tanak nie był jeszcze optymalnie zaznajomiony z samochodem i nie miał za bardzo podejścia do tempa rywali. Pierwsze koty za płoty. Następna w kalendarzu jest Szwecja, która powinna Mistrzowi Świata z 2019 odpowiadać o wiele bardziej.
Elfyn Evans – 3/5

Większej zmiany pomiędzy sezonami nie odczuł też Walijczyk. W zapowiedzi pisałem, że Evans w praktycznie każdym rajdzie poprzedniego cyklu był bliski zwycięstwa i za każdym razem mu się ono wymykało. Cóż, w ubiegły weekend wydarzyło się dokładnie to samo. Elfyn zaliczył mocny początek rajdu i wydawało się, że to właśnie on będzie głównym rywalem Ogiera. Nadzieje prysły jednak na OS5, gdzie kierowca Toyoty złapał kapcia. Podium wciąż było w zasięgu Evansa, ale w dobrym momencie przebudził się Thierry Neuville, który odskoczył Walijczykowi. Elfyn, najbardziej z całej stawki, może mieć poczucie zmarnowanej okazji. Oby tym razem nie był to motyw całego jego sezonu.
Thierry Neuville – 4/5
Tegoroczne Monte-Carlo było naprawdę dobrym rajdem w wykonaniu Belga. Jednak, cytując Jerzego Engela w przerwie meczu z Koreą: „To jeszcze nie jest to!”. Podobnie jak przed rokiem, koledzy zostawili Thierry’ego i Martijna na lodzie i to załoga z numerem #11 musiała ponownie ciągnąć całego Hyundaia za uszy. Rajdówka nie była perfekcyjna, ale nie ma jej nawet co porównywać z zeszłorocznym i20, które dosłownie rozpadało się w trakcie jazdy. Tym razem Neuville mógł sobie pozwolić na więcej i to właśnie on przerwał dominację Toyoty wygrywając OS12 i 13. Thierry nie mógł wycisnąć z tego rajdu dużo więcej. Dwa Yarisy przed nim były po prostu za szybkie.
Kalle Rovanpera – 4,5/5
Podobnie jak rok temu, Fin potrzebował trochę czasu aby rozkręcić się na alpejskich trasach. Gdy to jednak zrobił, jako jedyny w stawce był w stanie powalczyć z Sebastienem Ogierem. Od OS5 Kalle nie wykręcił czasu poza top 3 do samego końca rajdu. To, że i tak koniec końców był dopiero drugi, świadczy o tym, jak piekielnie szybki był jego rywal. Rovanpera jest już bardzo dojrzałym zawodnikiem i wiedział też, że dzika pogoń za Ogierem nie ma sensu. To nie z Francuzem będzie walczył o obronę mistrzowskiego tytułu. Wiadomo, że Rajd Monte-Carlo nie jest ulubionym rajdem Mistrza Świata. Tym większy szacunek za ukończenie go na pozycji wicelidera.
Sebastien Ogier – 5/5
Gdyby nie Sebastien Ogier, byłby to naprawdę dobry rajd. Francuza na Monte jest jednak w stanie powstrzymać tylko inny Sebastien, a jego w tym roku zabrakło na starcie. Ogier wyszedł na prowadzenie już po otwierającym odcinku i nie oddał pozycji aż do samej mety. To był triumf w stylu tych, które odnosił za kierownicą Volkswagena. Przez cały weekend kontrolował swoje tempo i nawet gdy rywale odrabiali straty, to było widać, że kierowca Toyoty doskonale wie, co robi. Francuz sprawiał wrażenie jakby od pierwszych metrów wiedział, że wygra ten rajd i całą sytuację ma pod całkowitą kontrolą. Ogier odniósł swoje dziewiąte zwycięstwo w tym rajdzie i przeskoczył Sebastiena Loeba w klasyfikacji wszechczasów. Ciekawe na jak długo…
Głowy do góry
Po niesamowitym i pasjonującym Rajdzie Monte-Carlo 2022, w pełni rozumiem, że jego tegoroczna edycja rozczarowała wielu kibiców. Nie był to na pewno najciekawszy rajd i raczej nie będziemy go wspominać latami. To znaczy, że najlepsze w tym sezonie jeszcze przed nami. Co prawda Toyoty były w pierwszej rundzie poza zasięgiem reszty stawki, ale pragnę przypomnieć, że Monte nie jest najlepszym papierkiem lakmusowym (co pokazała poprzednia edycja). Wszystko może się jeszcze wydarzyć. Przypominam, że fantastyczny sezon 2018 również zaczął się od pewnego (i nudnego) zwycięstwa Ogiera w pierwszej rundzie.