Śnieżny spektakl
Przyznam się Wam szczerze: miałem swoje wątpliwości co do Rajdu Szwecji. Z perspektywy widza nie byłem zachwycony nową bazą, nowymi odcinkami, a o mojej satysfakcji z zeszłorocznej edycji niech świadczy to, że już jej nie pamiętam. Całe szczęście myliłem się. Tegoroczna edycja jedynego prawdziwie zimowego rajdu w kalendarzu, była jedną z najlepszych, jakie oglądałem.
Rajd
Rajd Szwecji – 5/5

Co ciekawe, w czwartkowy wieczór ciężko było spodziewać wielkiego widowiska. Zawodnicy nie szczędzili krytyki zaplanowanym odcinkom, termometry wskazywały dodatnie wartości, a Kalle Rovanpera zmiótł rywali na otwierającej próbie.
Książki nie ocenia się jednak po okładce, a rajdu po początkowych pięciu kilometrach. Niespodziewanie pierwszy piątkowy odcinek wygrał Craig Breen, a na prowadzenie wysunął się Ott Tanak. Rovanpera, mimo że odkurzał trasę, to wciąż potrafił postraszyć rywali. Fin po pierwszej pętli znajdował się mniej niż pięć sekund za liderem.
Kij w szprychy wsadziły kierowcy Toyoty samochody historyczne. A konkretniej głębokie koleiny i błoto, które po sobie zostawiły. Na drugiej pętli trudno było każdemu, ale najbardziej męczył się zdecydowanie Kalle. Fin kończył pierwszy etap dopiero na piątym miejscu. Nie męczył się na pewno Craig Breen, który po południu wygrał dwa odcinki. Ku zdziwieniu wszystkich obserwujących, Irlandczyk kończył pierwszy etap swojego pierwszego występu w sezonie na pozycji lidera.
Hokej jest w Szwecji sportem bardzo popularnym. Stosując nomenklaturę tego sportu: w sobotę i Tanak i Breen rzucili na lód rękawice i stanęli do walki. Pierwszy cios wyprowadził kierowca Hyundaia, wygrywając OS10 i zwiększając przewagę nad rywalem do ponad pięciu sekund. Estończyk nie pozostał mu jednak dłużny i okazał się szybszy na następnej próbie. Obaj zawodnicy wrócili do punktu wyjścia. Na serwis zjeżdżali z różnicą trzech sekund pomiędzy nimi. Taką samą jaka utrzymywała się, gdy z niego wyjeżdżali.
W tle, o czwartą pozycję walczyli Thierry Neuville i Kalle Rovanpera. Wydawało się, że inicjatywę miał Fin, ale kierowca Hyundaia wygrał dwa odcinki drugiej i zrównał się w klasyfikacji generalnej z rywalem. Walka o czwarte miejsce, stała się jednak walką o podium. Na OS13 w zaspie, na siedem minut zakopał się, jadący na trzeciej pozycji, Esapekka Lappi. Neuville poszedł za ciosem i na kończącym dzień odcinku „Umea” oficjalnie przeskoczył Rovanperę.
W czubie stawki tempo podkręcił Tanak. Estończyk konsekwentnie zmniejszał różnicę pomiędzy nim, a Breenem i po OS13 dzieliło ich już tylko 0.5 sekundy. Kierowca M-Sportu w genialny sposób przejechał następną próbę i mimo, że w końcówce zdelaminowała się mu opona, to i tak pokonał o prawie 3 sekundy swojego irlandzkiego rywala. Ott zakończył sobotę na prowadzeniu.
Craig Breen nie zamierzał składać broni, ale po przedostatnim odcinku miał do lidera już 8.5 sekundy straty. W tej sytuacji Cyril Abiteboul, poprosił go o spóźnienie się na PKC i wzięcie kary czasowej. W efekcie Irlandczyk spadł za swojego zespołowego kolegę – Thierry’ego Neuvilla, a Ott Tanak mógł się cieszyć z 18 sekund przewagi. Wydawało się, że emocje w Szwecji właśnie się skończyły. Nic bardziej mylnego.
Mimo podarowanej pozycji, Thierry Neuville wciąż musiał wykręcić lepszy czas na Power Stage od Craiga Breena. Dwóch kierowców Hyundaia dzieliło zaledwie 0.5 sekundy. Ta sztuka jednak Belgowi się nie udała. Neuville wpadł w śnieżną bandę i co prawda nie stracił w niej dużo czasu, ale wystarczająco, by o 1.8 sekundy pokonał go Craig Breen. Irlandczyk o przygodzie kolegi nie miał oczywiście bladego pojęcia. Cyril Abiteboul mówił przed rajdem, że chce wprowadzić do WRC trochę jakości F1. Jak powiedział, tak zrobił. W Szwecji była to jednak jakość bardziej przypominająca Ferrari, niż Red Bulla.
Kierowcy
Takamoto Katsuta – 1.5/5

Mimo wycofania się z zawodów, Takamoto może z nich wyciągnąć parę pozytywów. Jego dobry moment trwał jednak za krótko, by wystawić mu znacznie wyższą ocenę. Wielka szkoda, bo Japończyk ze swoim tempem, mógł znaleźć się nawet na podium. Trzecie miejsce na OS3 i wygrana na OS4 rozbudziła apetyt jego fanów. Potem przyszło jednak feralne dachowanie i mimo widoczniej woli walki, Katsuta i Johnston musieli wywiesić białą flagę. ”Taka” wrócił do rywalizacji, ale resztę odcinków jechał już tylko po to, żeby doczłapać się do mety. Koniec końców nawet to mu się nie udało. Przed ostatnim odcinkiem jego Yaris doznał awarii i Japończyk po raz pierwszy od Rajdu Nowej Zelandii, nie dotarł do mety rundy WRC.
Lorenzo Bertelli – 1.5/5

Nie wiem, czy to efekt nowej rajdówki, halucynacje z niedożywienia, czy może ślepota śnieżna, ale uważam, że był to całkiem przyzwoity występ w wykonaniu Lorenzo. Oczywiście, jak na standardy dzisiejszych kierowców prywatnych. Czternasta pozycja w generalce, to najlepszy wynik Bertelliego w Szwecji. Mimo, że z rywalami w fabrycznych rajdówkach oczywiście nie walczył, to potrafił pokonać stawkę WRC2 (w przeciwieństwie do Jourdana Serderidisa). Jak na fakt, że był to pierwszy występ Włocha w Yarisie Rally1 i starty w rajdach traktuje właściwie jak urlop, to można stwierdzić, że Lorenzo zaliczył całkiem udane ferie.
Esapekka Lappi – 4/5

Takie występy, jak Lappiego, jest mi ocenić najtrudniej. Jednak będąc sprawiedliwym, Fin jechał naprawdę świetny rajd, do momentu, w którym spotkał go niesamowity pech. Zdelaminowana opona, długie minuty w zaspie, a to wszystko dosłownie w ostatnim zakręcie odcinka. Chociaż biorąc pod uwagę, że na miejscu było tylko paru kibiców (w tym dwójka dzieci) to i tak Lappi miał furę szczęścia, że nie zakończył tam swojego udziału w rajdzie. Gdyby nie pech, Esapekka najpewniej dowiózłby trzecie miejsce do mety i zaliczyłby pierwsze podium w barwach Hyundaia. Chociaż tym razem do tego nie doszło, to Fin będzie miał jeszcze parę okazji, żeby się odkuć.
Pierre-Louis Loubet – 2/5

Francuz miał w tym rajdzie przede wszystkim nie przeszkadzać Tanakowi i zebrać trochę doświadczenia. To drugie było szczególnie ważne, bo poprzedni występ Loubeta w Szwecji miał miejsce jeszcze w 2017 roku i to za kierownicą Citroena DS3 R5. Jak na stosunkowo małe obycie ze śnieżnymi trasami, Pierre wykonywał swoje zadanie wzorowo. Udało mu się nawet zająć drugie miejsce na jednym z odcinków. Był to jednak bardziej splot wielu okoliczności, niż pokazanie prawdziwego tempa. Weekend Loubeta ponownie zepsuła awaria (tym razem silnika) na Power Stage. Jednak nawet z dosyć pechowej sytuacji da się wyciągnąć plusy – Francuz dojeżdżając do mety na samym silniku elektrycznym zrobił całkiem niezłą reklamę napędowi hybrydowemu.
Elfyn Evans – 2/5

Co prawda za nami dopiero dwie rundy sezonu, ale na ten moment Elfyn Evans jest najmniej równym kierowcą w stawce. W Monte-Carlo jego szarżę przerwał co prawda pech, ale występ Walijczyka w Szwecji ciężko już usprawiedliwiać. Na drugiej piątkowej pętli wydawało się, że kierowca Toyoty znalazł wreszcie swój rytm i tempo. Jednak już w sobotę rano zaczął tracić dystans do rywali i popełniać proste błędy. Na drugim i trzecim etapie Evans był cieniem samego siebie i to w rajdzie, który przecież trzy lata temu wygrał. Jedynym błyskiem było drugie miejsce na Power Stage, ale to zdecydowanie za mało, by uznać jego weekend za udany.
Kalle Rovanpera – 3.5/5

Wielu kibiców (w tym ja) przed rajdem stawiałoby domy na zwycięstwo aktualnego Mistrza Świata. Po czasie muszę jednak przyznać, że pompowanie Rovanpery było trochę przesadzone. Fin po raz pierwszy w swojej karierze miał poważny problem z odkurzaniem trasy i to właśnie pozycja na drodze uniemożliwiła mu walkę o pierwszy triumf w tym roku. Nic dziwnego, że Kalle odpuścił nieco na Power Stage’u, by nie otwierać trasy również w Meksyku. Mimo niekorzystnych warunków, nie był to najlepszy występ kierowcy Toyoty. Na walkę z Tanakiem nie miał co prawda szans, ale Thierry Neuville pokonał go już na równych warunkach. Druga runda WRC pokazała nam, że Fin nie jest niezwyciężony i czasem też może mieć gorszy weekend.
Thierry Neuville – 4/5

W kontekście występu Thierry’ego w tym rajdzie, będzie się raczej mówiło głównie o jego wpadce na ostatnim odcinku. Będąc jednak sprawiedliwym, trzeba powiedzieć, że i tak był to niezły rajd w jego wykonaniu. Na pierwszym etapie jego rzeczywiste tempo przysłoniło przeziębienie i niekorzystna pozycja na drodze. Jednak, gdy te niedogodności ustąpiły, to Neuville aż do ostatniego odcinka nie wykręcił czasu poza top 3. Potem przyszedł jednak kompletnie nieudany Power Stage. Był to błąd niewielki, ale bardzo kosztowny w kontekście rajdu. Belg ma też pewnie świadomość, ile te punkty mogą znaczyć w kontekście całego sezonu.
Craig Breen – 5/5
Po kompletnie nieudanym poprzednim sezonie, to właśnie Craig Breen miał w Szwecji najwięcej do udowodnienia i to właśnie on najwięcej zyskał podczas drugiej rundy WRC. Już sam wygrany odcinek był pewnym zaskoczeniem. Jednak walki do samego końca o zwycięstwo nie spodziewali się chyba nawet najwięksi fani Irlandczyka. Wynik Craiga był oczywiście niesamowity, ale przede wszystkim odzyskał on radość z jazdy. Kierowca Hyundaia cieszył się każdym kilometrem Rajdu Szwecji. Uśmiech nie schodził mu z twarzy nawet, gdy przegonił go Tanak i nawet, gdy szefostwo użyło wobec niego team orders. I to, w mojej opinii, było dla Breena o wiele cenniejsze, niż jakiekolwiek punkty.
Ott Tanak – 5/5
Druga runda WRC mogła być dla Estończyka przełomowym momentem. Po przeciętnym występie w Monte-Carlo mogły pojawić się wątpliwości. Czy Tanak na pewno jest jeszcze w stanie wygrywać? Czy Puma Rally1 nie została w tyle za rywalami? Rajd Szwecji te kwestie jednak całkowicie rozwiał. Jeśli ktoś zastanawiał się, ile znaczy równe tempo w tym sporcie, to występ Tanaka jest idealnym przykładem. Estończyk podczas całego weekendu wygrał tylko jedną próbę, a mimo tego było to dosyć pewne zwycięstwo. Był to na pewno jeden z najlepszych występów Otta, jakie przyszło mi oglądać. Jeśli Mistrz Świata z 2019 roku, faktycznie wciąż nie dogadał się w 100% ze swoją rajdówką, to jestem bardzo ciekawy jak będzie wyglądało jego tempo, gdy całkowicie zestroi się z samochodem.
Warto było poczekać
W tegorocznym Rajdzie Szwecji może nie było ani Colin’s Crest, ani bardzo technicznych odcinków, ani idealnych warunków. Nie zabrakło jednak tego co w rajdach najważniejsze – nieprzewidywalności. Druga runda Mistrzostw Świata, nie dość, że sama w sobie zapewniła mi dużo rozrywki, to jeszcze dała nadzieję na to, że ten sezon faktycznie wywoła u mnie jeszcze dużo emocji. Oby najlepsze faktycznie było jeszcze przed nami.