Safari alla Italiano
Na szereg wycofań, wypadków, awarii i generalnie „rzeź” w stawce WRC wszyscy przygotowywali się na okres Rajdu Safari. Tymczasem zmagania w prawdziwie ekstremalnym stylu zgotowała nam wcześniejsza runda. Rywalizacja na Sardynii od lat jest bardzo wymagająca, ale tak morderczych warunków nie widzieliśmy we Włoszech od bardzo dawna.
Rajd
Rajd Sardynii – 4.5/5

„Ze spaghetti al dente, z partyzantem jako prezydentem, z radiem samochodowym zawsze w prawej ręce i z kanarkiem w oknie” – tak śpiewał o Włoszech Toto Cutugno w utworze L’Italiano. Brzmi to lekko, przyjemnie, żeby nie powiedzieć sielankowo. Tak większości z nas kojarzy się Półwysep Apeniński. Jednak tegoroczny Rajd Sardynii z tymi obrazami nie miał nic wspólnego.
Jak w każdym horrorze, zaczęło się niewinnie. W piątkowy poranek przywitało nas typowo włoskie słońce i dobra pogoda. W tych warunkach najbardziej męczył się odkurzający trasę Kalle Rovanpera, wielokrotnie przypominający jak małą sympatią darzy sardyńskie zmagania. Innego zdania był jego rodak z Hyundaia. Esapekka Lappi na sypkim szutrze radził sobie niespodziewanie dobrze i rzucił rękawicę samemu Sebowi Ogierowi.
Kierowca Hyundaia wymieniał się pozycjami z wielokrotnym Mistrzem Świata na trzech pierwszych odcinkach. Jednak, gdy na czwartej próbie Francuz „objechał” Fina, pokonując go o prawie 17 sekund, w oczach wielu szósta runda WRC już się zakończyła.
Nic bardziej mylnego. Na drugiej pętli główną rolę odegrała sama wyspa. Nad Sardynię nadciągnęły ciemne chmury i równowaga sił diametralnie się odmieniła. Wszechobecne kałuże zbiły Ogiera z tropu. Wielki Mistrz w zaledwie jeden odcinek stracił połowę swojej przewagi nad Lappim. Kierowca Hyundaia poszedł za ciosem. Po OS6 różnica pomiędzy nim a liderem wynosiła już 6.7 sekundy. Esapekka znowu był o krok od prowadzenia w rajdzie, tak samo jak w Szwecji i Meksyku. Tym razem miało być jednak inaczej.
To właśnie Fin miał w piątek ostatnie słowo. Na OS7 znów był szybszy od Ogiera, o prawie 7 sekund. To sprawiło, że wrócił na fotel lidera z przewagą…0.1 sekundy. „Nie musiałem jechać szybciej, jedna dziesiąta wystarczy” – śmiał się na mecie Lappi. W tle Sardynia zbierała swoje żniwo. Z rywalizacji odpadł Loubet, a Katsuta i Sordo toczyli się do serwisu uszkodzonymi rajdówkami.

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Sobotni poranek był względnie suchy, ale nie oznaczał końca niebezpieczeństwa. Pierwsze skrzypce znowu miała zagrać woda. Tym razem nie ta spadająca z nieba, a ta, która już znajdowała się na ziemi. Najszybciej przekonał się o tym Takamoto Katsuta. Japończyk chyba nawet nie zahamował przed wielką kałużą na OS8 i zalał silnik w swojej Toyocie.
Następny w kolejce był Ott Tanak. Kierowca M-Sportu „dał po heblach”, ale nie uchroniło to jego jednostki napędowej przed awarią na OS9. Żywioł ustrzelił hattricka na kolejnym odcinku. Tym razem ofiarą padł Elfyn Evans, który również zbyt dynamicznie wjechał w „watersplash”. Walijczyk był jednak w stanie dotoczyć się do mety, a później do serwisu.
Podobnie jak w piątek, Ogier znów przypuścił atak już na pierwszym odcinku, wskakując na pozycję lidera. I również jak w piątek, Lappi odpowiedział już na następnej próbie. Podobnie jak na pierwszym etapie, Ogier mistrzowsko pojechał ostatni odcinek w pętli i odskoczył od Fina. Identycznie, jak w piątek, deszcz przyszedł po południu.
Wierząc, że historia powtórzy się też w następnych aspektach i Ogier i Lappi rzucili się do ataku. Kierowca Hyundaia znów zaczął zbliżać się do Francuza. Na dwa odcinki przed końcem pętli tracił do niego już tylko 4.3 sekundy. Presja zaczęła narastać i ku zaskoczeniu wszystkich, ośmiokrotny Mistrz Świata jej nie wytrzymał. Zawodnik, który każdy zakręt przez całą karierę, miał wyliczony co do milimetra, tym razem pojechał parę kilometrów za szybko. Czyżby Esapekka miał wygrać swój pierwszy rajd w Hyundaiu?
Nic bardziej mylnego. „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” – mówi stare polskie przysłowie. Do serca wziął je sobie chyba Thierry Neuville, który przez cały drugi etap konsekwentnie odrabiał straty do prowadzącej dwójki. Na OS14 był o 27 sekund szybszy od Lappiego i dzięki odpadnięciu Ogiera, został nowym liderem. Belg „poprawił” jeszcze kapitalnym przejazdem na OS15 i kładł się spać z ponad pół-minutową przewagą.
Jeśli komuś brakowało emocji w WRC, to wrażeń dostarczała także kategoria WRC2. W niej Adrien Fourmaux w jeden odcinek wskoczył z trzeciego, na pierwsze miejsce. Za nim pozycje zyskiwali też Kajetan Kajetanowicz i Miko Marczyk. Francuz miał pierwsze zwycięstwo M-Sportu w kieszeni. Przewaga nad drugim, Mikkelsenem, wynosiła 31 sekund.
Jednak na Power Stage’u chmury znów się otworzyły. W tych nieprzewidywalnych warunkach, Fourmaux zrobił to samo, co jego rodak w sobotę. Kolejna rajdówka z francuską flagą zboczyła z kursu i została w sardyńskich krzakach już na dobre. Na mecie nie dowierzał Andreas Mikkelsen. Zawodnik, który na początku sezonu został na lodzie i bez zespołu, wygrał kategorię WRC2.
Widząc co działo się w niższej kategorii, Thierry Neuville podjął odpowiedzialną decyzję. Belg jadąc po pierwsze zwycięstwo dla swojego zespołu, nie podejmował żadnego ryzyka i bezpiecznie dotarł do mety. Wygrana Rovanpery oznacza, że było to pyrrusowe zwycięstwo Hyundaia, ale kto wie? Może po przełamaniu ekipa z Alzenau zacznie wreszcie stawiać kropkę nad „i”?
Kierowcy
Pierre-Louis Loubet – 1/5

Wygląda na to, że M-Sport po prostu zawsze musi mieć młodego kierowcę, który w każdym rajdzie ma przebłyski, jest wysoko, a rywalizację kończy poza drogą. Tak było z Jewgienijem Nowikowem, tak było z Teemu Suninenem i wreszcie tak jest teraz z Pierre-Louis Loubet. Francuz ponownie zaczął rywalizację w bardzo dobrym stylu, przebijając się na trzecią pozycję. W Rajd Sardynii wszedł znacznie lepiej od Otta Tanaka. Nic dobrego z tego nie wynikło, bo problemy zaczęły się od początku drugiej pętli. Awaria skrzyni biegów oczywiście nie była winą Pierre’a, ale za lądowanie w krzakach i (ponowne) urwanie zawieszenia, na kierowcę M-Sportu spada pełna odpowiedzialność.
Dani Sordo – 1,5/5

Hiszpan zawsze dobrze czuł się na włoskiej wyspie, ale tym razem szybko okazało się, że powtórki z 2019 i 2020 roku nie będzie. Sordo miał szczęście, że w ogóle był w stanie kontynuować jazdę, po kuriozalnym dachowaniu na OS4. W serwisie, razem z pilotem zakasał rękawy i dzięki temu był w stanie wrócić na oesy. Tam jednak załogę Hyundaia czekały dalsze męczarnie. Sordo albo otwierał trasę i tracił czas, albo zmagał się z awariami rajdówki i również tracił czas. W ten weekend były w jego występie lepsze momenty, ale nie trwały nigdy dłużej, niż jeden odcinek.
Takamoto Katsuta – 2/5

W zeszłym sezonie „Taka” miał był jednym z najrzadziej wycofujących się kierowców WRC. W tym roku sytuacja wygląda z goła odmiennie. Japończyk nie korzystał z Super Rally tylko na Monte-Carlo i w Chorwacji. Tej sztuki nie udało mu się powtórzyć we Włoszech. Miłe złego początki, bo kierowca Toyoty wygrał OS3 i zajmował miejsce na podium. Potem koncentracja zaczęła ulatywać. Najpierw Katsuta zabawił się w Noriakiego Kasai, wyskakując ze skały. Jego Yaris tę przygodę jakoś przetrwał, ale zalanie silnika w sobotę, przyklepało los rajdówki. Takamoto miał tempo, by skończyć zawody na podium, ale Japończykowi pozostało zastanawianie się „co by było gdyby?”
Ott Tanak – 1/5

Ford Puma jak na razie kompletnie nie leży Estończykowi i chyba w żadnym rajdzie nie było to tak widoczne. Owszem, gdyby nie feralny przejazd przez rzeczkę, to Ott skończyłby zawody trochę wyżej. Jednak nawet przed wycofaniem, kierowca M-Sportu sam mówił, że jedzie kiepsko. Oczywiście rajdówka nie pomagała. Znowu pojawiły się problemy z pompą wody, które prawie wykluczyły Estończyka z Rajdu Portugalii. Formy Mistrza Świata z 2019 roku można było się obawiać na początku roku. Jednak po sześciu rundach sezonu, słabej dyspozycji Tanaka nie można zrzucać na brak przyzwyczajenia do auta. W Pumie Rally1 coś zwyczajnie nie działa i samochód M-Sportu desperacko potrzebuje poprawek.
Sebastien Ogier – 2,5/5

„Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić” – tak brzmi piłkarskie porzekadło, które można odnieść też do sytuacji Sebastiena Ogiera. Esapekka Lappi postawił mu twarde warunki, ale Mistrz i tak miał zwycięstwo praktycznie na wyciągnięcie ręki. Mimo, że Sardynia skąpana była w błocie i deszczu, to właśnie Ogier zawsze potrafił w takiej sytuacji utrzymać nerwy na wodzy. Nie tym razem. Chociaż był świadomy problemów z wodą w rajdówkach Evansa i Katsuty, to popełnił dokładnie ten sam błąd, co jego koledzy. Koncentracja gdzieś umknęła i dwa odcinki później Seb był już poza drogą. Co by nie mówić, jest to idealny przykład na to, że proste błędy zdarzają się nawet najlepszym.
Elfyn Evans – 3/5

Szósta runda WRC, była dla Walijczyka niezwykle wymagająca. Nie tylko przez warunki (one raczej przypominały mu o ojczyźnie), a bardziej ze względu na aspekt psychologiczny. Część spodziewała się, że po wypadku w Portugalii, Evans kompletnie zgubi rytm i pewność siebie. Inni wskazywali na to, że jego sytuacja jest niemal identyczna, co Jari-Mattiego Latvali w 2009 roku i po cichu liczyli na zwycięstwo. Cóż, nie wydarzyło się ani jedno, ani drugie. Evans, nie zawojował sardyńskich oesów, ale za to pokazał solidne tempo. W czwartym miejscu było trochę szczęścia, bo Yaris Elfyna okazał się na tyle wytrzymały, że dotoczył się do serwisu, po spotkaniu z morderczym „watersplashem”.
Kalle Rovanpera – 4/5
Fin nie postawi raczej pucharu za trzecie miejsce w tym rajdzie, na centralnym punkcie swojej półki. Jednak jak na imprezę, która od zawsze Kalle nie leżała, może on być całkiem usatysfakcjonowany swoim występem. Oczywiście męczył się z odkurzaniem na pierwszej piątkowej pętli, ale gdy deszcz zbił trochę szuter, to lepsze tempo przyszło niemal od razu. Rovanpera wiedział, że szanse na zwycięstwo są iluzoryczne, więc robił to, co tak dobrze wychodziło mu w zeszłym sezonie – minimalizował straty. Mimo, że zawody skończył na trzecim miejscu, to i tak powiększył przewagę w klasyfikacji generalnej do 30 punktów. Do końca jeszcze daleko, ale obrona mistrzowskiego tytułu stała się bardziej prawdopodobna.
Esapekka Lappi – 5/5
Najwięcej pochwał za ten weekend zbierze jego kolega z zespołu, ale pierwsze zwycięstwo Hyundaia w tym roku nie wydarzyło by się, gdyby nie Lappi. Był to kolejny kapitalny występ Fina i jego trzecia wizyta na podium z rzędu. Takiego kolegi z zespołu Neuville potrzebował od lat. Esapekka jest wystarczająco szybki i nieustępliwy, by walczyć z najlepszymi. Jednak kiedy trzeba, potrafi ściągnąć nogę z gazu i poświęcić się dla zespołu. Lappi fantastycznie zaadaptował się do i20 Rally1, które zostało skrojone przecież na miarę Thierry’ego. Jeśli Fin dołoży jeszcze parę takich występów, to Toyota ma się czego obawiać.
Thierry Neuville – 5/5
W ciągu ostatnich dwóch lat Thierry był w tej sytuacji wiele razy, ale w ten weekend wreszcie wszystko poszło według planu. Na Sardynii więcej zwycięstw mają tylko obaj Sebastienowie. Swój trzeci triumf Neuville osiągnął nie wariacką jazdą, a wykorzystywaniem momentów na „dociśnięcie śruby”. Belg w przeszłości miał problem z zarządzaniem tempem, ale tym razem potrafił docisnąć mocniej hamulec i podjąć mądrzejszą decyzję. Owszem, strata do Rovanpery jest pokaźna, ale to zwycięstwo może pomóc Thierry’emu psychologicznie. Belg wreszcie się przełamał i teraz to on będzie przewodził „grupie pościgowej”. Czy w tym sezonie stać go jeszcze na parę przebłysków?
Biało-czerwoni
Mikołaj Marczyk – 3,5/5
Jestem wielkim fanem talentu „Miko”, ale przyznam, że jego wynik na pierwszym etapie mocno mnie zaskoczył. Przed rajdem sam zainteresowany i większość polskich kibiców, w ciemno wzięłaby czwarte miejsce w WRC2. Niestety, nasz zawodnik chyba trochę sam się siebie przestraszył i w sobotę pojawiło się parę błędów. Trzeba pamiętać jednak, że Marczyk na drugim etapie szukał swoich limitów i takie przypadki są wtedy nieuniknione. Na szczęście żadne z tych błędów nie były wystarczająco poważne, by storpedować występ kierowcy Orlenu. Piąte miejsce na Sardynii jest naprawdę świetnym wynikiem i mam nadzieję, że „Miko” pójdzie w następnych rundach za ciosem.
Kajetan Kajetanowicz – 4,5/5
Przyznam szczerze, że po Rajdzie Meksyku, miałem co do „Kajto” pewne obawy. Na Sardynii trzykrotny Mistrz Europy pokazał jednak, że nie można w niego wątpić. Pierwszy etap był trochę niemrawy, ale w sobotę Kajetanowicz zaczął się rozkręcać. Przez cały etap wybierał swoje „bitwy”. Na niektórych odcinkach odpuszczał, ale gdy już trasa mu podpasowała, to potrafił być piekielnie szybki. Mądra jazda znowu okazała się skuteczna, bo to właśnie dzięki niej, „Kajto” zdobył swoje pierwsze podium w sezonie. Jednak, jak sam powiedział, aby być w pierwszej trójce mistrzostw, trzeba postarać się jeszcze bardziej. Nadchodzący Rajd Safari będzie dobrym miejscem by to udowodnić.