Prawo ewolucji
W Rajdzie Safari, niczym na kenijskiej sawannie – przetrwają tylko najsilniejsi. Hyundai puszył się jak paw po zwycięstwie we Włoszech, a Cyril Abiteboul zapowiadał, że jego zespół jest gotowy na walkę o pełną pulę. Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze. Afrykańska runda WRC znów zasypała załogi szeregiem przeszkód i awarii, ponownie oszczędzając tylko jedną ekipę.
Rajd
Rajd Safari – 3/5

O tym jak mało miarodajne było czwartkowe rozpoczęcie zmagań, świadczy fakt, że najszybszy na superoesie Kasarani był Ott Tanak. Bardzo szybko okazało się, że na pełnowymiarowych odcinkach M-Sport wciąż odstaje od rywali.
Z przodu obyło się bez zaskoczeń. Prym wiódł główny faworyt rajdu w osobie Sebastiena Ogiera. W jego dystansie trzymał się Kalle Rovanpera. Niespodzianką była natomiast forma innego Fina. Esapekka Lappi mimo zerowego doświadczenia na Safari, wygrał jeden odcinek i dzień zakończył na czwartym miejscu.
Mniej powodów do radości miał jego kolega z zespołu. Thierry Neuville musiał pójść w Afryce za ciosem, żeby zachować nadzieję na wymarzony tytuł. Ten plan spalił jednak na panewce, gdy na OS7 sprężyna wyskoczyła mu przez maskę.
Frustracje mogli odczuwać nasi zawodnicy. Kajetan Kajetanowicz i Maciej Szczepaniak prowadzili w WRC2 do czasu, gdy przebili oponę na pierwszej pętli. Spadli za Gregoire Munstera i do końca pierwszego etapu nie byli w stanie dogonić Luksemburczyka.
Jeśli w Kenii miało się jeszcze wydarzyć coś ciekawego, to musiało dojść do bratobójczego pojedynku Ogiera i Rovanpery. Niektórzy zastanawiali się, czy Toyota w ogóle do tej walki dopuści. Początek drugiego etapu był pod tym względem obiecujący. Młody Fin nie pozwolił odskoczyć ośmiokrotnemu Mistrzowi Świata, wygrywając dwa odcinki specjalne.
Za plecami Yarisów, honoru Hyundaia bronił Lappi. Czynił to całkiem skutecznie, bo na pierwszym sobotnim oesie przeskoczył Elfyna Evansa i do serwisu zjeżdżał na trzeciej pozycji. Jednak szutry Safari po raz kolejny okazały się dla Hyundaia przeklęte. Na samym początku drugiej pętli, i20 N Rally1 Fina odmówił dalszej jazdy. Popularny „EP” był zmuszony się wycofać.
Udany sobotni poranek zaliczył też „Kajto”. Po trzech odcinkach dopadł i wyprzedził Munstera, wracając na pierwsze miejsce w WRC2. Kierowca M-Sportu nie zamierzał jednak poddawać się bez walki. Na OS11 był gorszy tylko od Olivera Solberga i odzyskał fotel lidera. Szczęście Luksemburczyka nie trwało jednak długo. Odcinek później zawiodła rajdówka, ulegając awarii mechnicznej. Tym samym walka o zwycięstwo w WRC2 właściwie się zakończyła.
Pojedynek pomiędzy Yarisami trwał za to w najlepsze. Po dwóch popołudniowych oesach mogło wydawać się, że Seb Ogier ma już zwycięstwo w kieszeni. Nic bardziej mylnego. Na ostatniej sobotniej próbie Rovanpera był szybszy o ponad 15 sekund i dał sobie cień nadziei na wyrwanie pierwszego miejsca.
Pierwszy oes trzeciego etapu także padł łupem Kalle. Serca fińskich kibiców zaczęły bić szybciej, bo oto różnica pomiędzy dwoma Toyotami zmalała do 8.6 sekundy. Ogier zareagował jednak w swoim stylu. W kluczowym momencie rajdu wykręcił fantastyczny czas na OS15 i zwiększył różnicę do ponad 17 sekund. Rovanpera nie zamierzał składać broni, ale Seba nie był w stanie powstrzymać nawet kamień, który roztrzaskał mu szybę na Power Stage. Francuz po raz trzeci w tym sezonie okazał się najszybszy, a Toyota po raz drugi w historii zgarnęła 1-2-3-4 w Rajdzie Safari.
Kierowcy
Thierry Neuville – 1/5

Od pierwszego odcinka było widać, że Thierry czuł się w Kenii nieswojo. Zaprzepaszczone zwycięstwo dwa lata temu i koszmarny weekend w zeszłym roku, cały czas siedziały Belgowi z tyłu głowy. Kierowca Hyundaia mógł mieć już tylko nadzieję na zminimalizowanie strat. A szkoda, bo nastroje w ekipie z Alzenau po świetnym występie na Sardynii, wyglądały bardzo obiecująco. Cóż, przynajmniej Thierry wyjechał z Kenii z punktami za Power Stage, prawda? Otóż nie. W niedzielny wieczór okazało się, że Belg został zdyskwalifikowany z całego rajdu, za nielegalne zapoznanie z trasą. Neuville swoje w WRC już przeżył, ale w rankingu najgłupszych rzeczy, które zrobił w swojej rajdowej karierze, ta musi znaleźć się na podium.
Jourdan Serderidis – bez oceny

Po pięknych widokach na Monte-Carlo i w Meksyku, Jourdan Serderidis miał okazję pozwiedzać afrykańską sawannę. Rzadko można przecież zobaczyć przebiegające przez drogę zebry, żyrafy czy gazele. Nie będę jednak się wyzłośliwiał, bo oglądanie Greka w akcji było naprawdę sympatycznym doświadczeniem. Wśród wszystkich załóg skupionych na mistrzostwach, rozwijających samochody, narzekających na warunki i sprzęt, miło było zobaczyć kogoś, kto po prostu cieszył się, że tam jest. Niezależnie od pogody czy sprawności auta. Dlatego naprawdę szkoda, że Serderidis nie był w stanie ukończyć zawodów i szkoda, że po tym sezonie pożegna się z WRC. Pozostaje się cieszyć jego paroma występami, które jeszcze nam pozostały.
Esapekka Lappi – 3,5/5

„EP” naprawdę zasługuje w tym sezonie na dużo więcej. Jego Safari to historia, do której już pewnie zdążyliście się przyzwyczaić. Lappi debiutował w Kenii, ale od początku prezentował naprawdę imponujące tempo. Gdy odcinek mu podpasował, był w stanie pokonać i Ogiera i Rovanperę. Ten rajd znów powinien zakończyć na podium, a jednak finiszował dopiero na dwunastej pozycji. Powodem były wręcz absurdalne ilości pecha. Wał napędowy po raz pierwszy (tak, dobrze przeczytaliście – pierwszy) padł już na początku shakedownu. Po raz drugi, gdy Finowie powrócili na odcinek testowy. Po raz trzeci na OS11, gdy załoga Hyundaia była trzecia w generalce. Po raz czwarty na OS14, gdy i tak jechali już w systemie Super Rally. A do rachunku tej tragedii trzeba też doliczyć przebite opony na OS4 i OS10. Napisałbym, że Esapekka wyczerpał limit pecha na kolejne 13 generacji rodziny Lappich, ale patrząc na to jak przebiega jego sezon, nie jestem tego pewien.
Pierre-Louis Loubet – 2/5

Nikt w stawce tak nie wyczekiwał linii mety ostatniego odcinka jak Pierre-Louis Loubet. Francuz niemiłosiernie męczył się w Afryce, nie czując samochodu, nie mając kompletnie tempa i czasem nie widząc nawet drogi. Paradoksalnie był to jeden z najlepszych występów kierowcy M-Sportu w tym sezonie. Przynajmniej na papierze. W rzeczywistości jego strata była tak duża, że gdyby Sebastien Ogier zatrzymał na odcinku, pogłaskał żyrafę, zrobił sobie z nią zdjęcie, wypił kawę i dopiero ruszył, to do mety i tak dojechałby przed Pierrem. Jednak w tym roku największym problemem młodego Francuza nie jest tempo, a brak poparcia go punktami. O szybkości Francuza chyba wszyscy już wiedzą, ale mało widujemy go na mecie. Po siódmym miejscu na Safari może coś się w tej kwestii zmieni.
Ott Tanak – 2/5

Ciekawą cechą dawnego Rajdu Safari było, że mimo jego wymagającej natury, dobre pozycje potrafiły zająć nawet słabe ekipy, takie jak Seat czy Skoda. Wraz z wejściem w nową erę przywileje chyba się skończyły, bo M-Sport zaliczył już trzecią wizytę w Kenii z piekła rodem. Zwycięstwo Tanaka na superoesie to właściwie jedyny pozytyw w weekendzie brytyjskiego zespołu. Sam Estończyk już na trzecim odcinku przyznał, że czuje się za kierownicą tak samo jak innych rajdach. Czyli źle. Ott miał w ten weekend lepsze momenty, ale na żadnym etapie rajdu nie wyglądał jakby miał przesunąć się w górę tabeli. Przed Estończykiem teraz pracowite tygodnie. Niezależnie od przebiegu reszty sezonu, w swoim domowym rajdzie musi pokazać się z lepszej strony.
Dani Sordo – 2,5/5

Hyundai prężył muskuły po zajęciu dwóch pierwszych miejsc na Sardynii. Zespół miał być lepiej przygotowany na wyzwania Safari i rzucić rękawicę Toyocie. Rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała te zapowiedzi. Mimo lepszego samochodu, lepszego składu i lepszej atmosfery, afrykańska runda w wykonaniu koreańskiego zespołu była tak samo tragiczna jak rok temu. Jedynym, który wykonał swoje zadanie był Dani Sordo. Hiszpan jechał w swoim stylu: równo i z dala od kłopotów. Tylko, że w kontekście głupoty Neuvilla i pecha Lappiego, na nic się to nie zdało. Trudno winić doświadczonego Sordo. On akurat ze swojego występu wycisnął 100%.
Takamoto Katsuta – 3,5/5

Przygodami na pierwszym etapie Japończyk mógłby obdzielić całą stawkę. W ciągu zaledwie czterech odcinków uszkodził kolumnę kierowniczą, przebił oponę i potrącił zebrę. Szalony piątek podziałał chyba na „Takę” trzeźwiąco, bo w dalszej części rajdu kierowca Toyoty jechał dużo spokojniej. W Kenii Japończyk zawsze czuł się dobrze. Nic dziwnego, w końcu tutaj styl jego jazdy, w myśl przysłowia „im ciszej jedziesz tym dalej dotrzesz” daje najlepsze efekty. Trzeba jednak przyznać, że tempo Katsuty i tak było bardzo dobre, czego dowodzą dwa wygrane odcinki. Mimo że Takamoto w tym rajdzie nie punktował, to zajmując czwarte miejsce, podkreślił dominację Toyoty.
Elfyn Evans – 3,5/5
Walijczyk wciąż nie wrócił do pełni formy po wypadku w Portugalii, ale za występ w Afryce trzeba go docenić. Przez cały weekend jechał bardzo równo i starał się utrzymać samochód w jednym kawałku. Ta sztuka nie zawsze się udawała. Elfyn przyprawił swoich mechaników o palpitację serca, gdy jego Yaris znów zgasł po przejeździe przez watersplash. Na szczęście, podobnie jak na Sardynii, jazdę udało się kontynuować. Nie był to rajd idealny, Evansowi zdarzały się drobne błędy, ale trzecie miejsce wypromowało go na drugą pozycję w klasyfikacji punktowej i utrzymało w walce o mistrzostwo. Jeśli jednak chce zagrozić Rovanperze, to w dwóch następnych rundach musi dać z siebie trochę więcej.
Kalle Rovanpera – 4,5/5
Fin miał zdecydowanie najspokojniejszy i najczystszy weekend z całej stawki. Nie imały się go żadne awarie zawieszenia, przegrzane silniki, czy przebiegające zwierzęta. Ba, nie przebił nawet opony. Jest to tym bardziej imponujące, że Kalle otwierał przecież trasę. Oczywiście część z tych rzeczy to kwestia szczęścia (lub jego braku), ale nie zamierzam umniejszać młodemu Finowi. Jako jedyny był w stanie nawiązać walkę z Ogierem i jak na warunki Safari, rajd przegrał właściwie o włos. Rovanpera, mimo swojego wieku, jest jednak kierowcą bardzo mądrym. Nie swojego kolegi z zespołu ścigał za wszelką cenę. Rywale i tak byli już daleko za nim, więc nawet drugie miejsce dawało Kalle komfortową pozycję w tabeli. Jest za wcześnie, żeby powiedzieć, że Fin ma już drugi tytuł w kieszeni. Aczkolwiek przy takiej przewadze na półmetku sezonu, jest to jego mistrzostwo do przegrania.
Sebastien Ogier – 5/5
„W rajdach zawsze na koniec wygrywa jakiś Sebastien” – taką konkluzję można było wysnuć także po Rajdzie Safari. Jednak mimo że to jedno z wielu zwycięstw ośmiokrotnego Mistrza Świata, to smak akurat tego szampana zostanie z Ogierem na długo. Francuz musiał mocno napocić się w walce o swój trzeci triumf w tym sezonie. W piątek stracił silnik elektryczny, w sobotę trzy razy przebijał opony, a w niedzielę zgubił klapę bagażnika i walczył z pyłem w kabinie samochodu. Kalle Rovanpera może nie rzucił wszystkiego na jedną kartę, próbując złapać swojego lidera, lecz i tak miał bardzo dobre tempo. Ogier był w stanie trzymać Fina na dystans i kręcić lepsze czasy w najważniejszych momentach rajdu. Ze wszystkich zwycięstw w tym sezonie, to kosztowało Francuza zdecydowanie najwięcej zdrowia.
Biało-czerwoni
Kajetan Kajetanowicz – 4,5/5
Bez zaskoczenia obyło się także w WRC2. „Kajto” był faworytem do zwycięstwa na zapleczu głównej kategorii i wygrał, koniec końców, w dość przekonującym stylu. Po drodze pojawiło się jednak parę niepokojących momentów. W piątek po przebiciu opony, polska załoga nie była w stanie nawiązać tempem do Gregoire Munstera i Louisa Louki. Z zawodnikami M-Sportu sprawnie udało się uporać w sobotni poranek, ale później niespodziewanie wyprzedzili Polaków na drugiej pętli. Na szczęście dla nas, z dalszej rywalizacji wykluczyła ich awaria podczas OS12. Koniec końców trzeba pamiętać, że sztuką na Safari nie jest bycie szybszym od rywali na odcinkach, a dojechanie przed nimi do mety. To udało się ekipie Orlen Teamu. Czytałem trochę krytyki pod adresem Kajetanowicza i jego wyboru rajdów (o czym zamierzam napisać osobny tekst). Pragnę tylko przypomnieć, że to właśnie na takich trasach trzykrotny Mistrz Europy czuje się najlepiej. Mądra i równa jazda to zawsze był jego największy atut i nie bez powodu najlepsze wyniki osiągał w rajdach takich jak Turcja, Cypr, czy właśnie Safari. Jest to zwycięstwo w pełni zasłużone i miejmy nadzieję, że nie ostatnie w tym sezonie.