Zapowiedź Rajdu Wysp Kanaryjskich
ERC kontynuuje cykl wyspiarski i po Azorach zawitamy na Gran Canarię, na 42. Rally Islas Canarias, lub El Corte Ingles, jak to drzewiej się ten rajd nazywał. Przy okazji należy wspomnieć, że będzie to pierwsza w pełni asfaltowa runda europejskiego czempionatu. Wizyta na Kanarach to dla wielu zawodników szansa na odkucie się po nieudanym początku, na utrzymanie dobrej formy, albo na pokazanie się z jak najlepszej strony przed własnymi kibicami.
Trasa
2 dni rywalizacji, 16 odcinków i ponad 200 kilometrów oesowych – tak wyglądają liczby, które jak na rundę ERC, są dosyć imponujące. Rywalizację rozpoczniemy od znanych tras, bo najpierw ruszy “Valsequillo”, potem “San Mateo” i najdłuższa w rajdzie, 24 kilometrowa “Tejeda”. Po południu te odcinki zostaną przejechane ponownie, a na zakończenie dnia dołączą do nich dwa przejazdy przez krótki uliczny oes w Las Palmas. Drugi etap to ponownie 8 krętych odcinków. Zaczniemy od dosyć krótkiego, bo liczącego tylko 7 kilometrów “Arucas”, a następnie czeka nas dobrze znana “Moya” (najdłuższy odcinek etapu – 15km), “Galdar”, a rajd i pierwszą pętlę zakończy “Vallesco”. Jeśli chodzi o charakterystykę Rajdu Kanarów, to użyłbym określenia “komfortowa”. Asflat tutaj jest dość specyficzny, gdyż w dużej mierze zrobiony jest z wulkanicznej lawy (serio). Sprawia to, że ma on bardzo dużą przyczepność, niezależnie od pogody i mimo sporej ilości cięć na trasie, zostaje na nim mało syfu. Ceną za te udogodnienia jest zwiększone zużycie opon, które już wielokrotnie pokrzyżowało plany załogom.

Wielkie wyniki to wielka odpowiedzialność
I o tej odpowiedzialności przekona się w ten weekend Łukasz Habaj. Katowiczanin, po raz pierwszy w karierze, zmierzy się z rolą lidera ERC i numerem #1 na liście startowej. Nie będzie to na pewno łatwe zadanie, biorąc pod uwagę fakt, że polski kierowca będzie miał za plecami piekielnie szybkiego i sfrustrowanego Lukyanyuka. Łukasz startował na Gran Canarii już trzy razy i mimo, że nie udało mu się jeszcze skończyć tego rajdu w top 10, to przynajmniej nie będzie dokuczała mu nieznajomość tras. W dodatku kierowca SRT zaliczył solidny trening przed drugą rundą ERC, więc kto wie, może powalczy o podium? Przenieśmy się do jego rywala – Alexeya Lukyanyuka. Mistrz Europy nie może być na razie zadowolony. Na Azorach przegrał właściwie wygrany rajd i znów będzie musiał gonić stawkę, niczym za czasów Kajetanowicza. Co by jednak nie mówić, Alexey jest głównym faworytem do zwycięstwa i każdy inny wynik, niż zwycięstwo Lukyanyuka, będzie można traktować jako niespodziankę. Rosjanin wygrywał tu nieprzerwanie od 2016, więc naturalne jest oczekiwanie, że i tegoroczna edycja padnie jego łupem.

Hiszpańskie terytorium
Listy zgłoszeń rund Mistrzostw Europy mają to do siebie, że są zdominowane przez lokalnych kierowców, a szczególnie jest to widoczne na Kanarach. Tegoroczna edycja tak jak poprzednie, jest też rundą Mistrzostw Hiszpanii, więc to zjawisko jest jak najbardziej logiczne. Rajd Wysp Kanaryjskich jest o tyle popularny na Półwyspie Iberyjskim, że lokalni kierowcy znają niektóre trasy praktycznie na pamięć i mogą, ku uciesze swoich rodaków, pokrzyżować faworytom plany. W tym roku do startu przystąpią m.in.: młody Pepe Lopez (obecny lider Mistrzostw Hiszpanii), Ivan Ares (bardzo doświadczony, obecny wicemistrz Hiszpanii), znany kibicom na całym świecie – Xavi Pons (startował w WRC w Citroenie w 2006 i Subaru w 2007, mistrz świata w SWRC w 2010, obecny szutrowy Mistrz Hiszpanii) i mający status legendy tego rajdu – Luis Monzon. Startował on w Rajdzie Wysp Kanaryjskich praktycznie nieprzerwanie od 1985 roku, wygrywając go dwa razy (1991 i 2013) i jest też przy okazji drugim kierowcą z największą ilością startów w tych zawodach.

Tyłem do przodu
Rally Islas Canarias to także debiut Pucharu Abartha i okazja do startu kolejnej polskiej załogi. Reprezentować Polskę, w pierwszym markowym pucharze w ERC, będzie Dariusz Poloński z pilotem Łukaszem Sitkiem. Ta załoga zdecydowanie ma upodobania do samochodów z napędem na jedną oś, gdyż kilka lat temu stratowali głównie na pokładzie Peugeota 208 R2. Tym razem jednak Polacy staną do walki z trzema innymi rywalami w tylnonapędowym Abarthcie 124 R-GT. Samochód ten swój debiut miał dwa lata temu podczas Rajdu Monte-Carlo, a mogliśmy go oglądać także podczas zeszłorocznego Rajdu Polski, gdy za jego kierownicą usiadł Simone Tempestini.

To tyle jeśli chodzi o zmagania na Gran Canarii. Miejmy nadzieję na dobre zawody i trzymajmy kciuki za naszych!